Budzenie kołatkami, smaganie jałowcem zamiast polewania wodą - to tylko część warmińskich tradycji wielkanocnych. Starsi mieszkańcy tego regionu podkreślają, że dawniej święta były ciekawsze, szczególnie dla najmłodszych.
Istotnym i bardzo ciekawym elementem obrzędowości wielkanocnej było tzw. "zawiązywanie dzwonów", które miało miejsce w Wielki Czwartek. Wtedy chłopcy chodzili po wsiach z kołatkami i wzywali wszystkich do kościoła. Nie sposób było ich nie usłyszeć, nie było wymówek.
Niedziela Wielkanocna była przeznaczona wyłącznie dla rodziny. W tym dniu chowano w różnych miejscach podarki od zajączka, które były z przejęciem poszukiwane przez najmłodszych.
Kolejnego dnia rozpoczynało się smaganie gałązkami wierzbowymi. Gałązki były zrywane trzy tygodnie przed Wielkanocą. Wstawiano je wówczas do wody, aby się zazieleniły. Często zamiast nich używano kadyka, jałowca, który był stosowany przez starszą młodzież. Chodząc w grupie, młodzi zbierali wykup w postaci ciasta, jaj, kiełbasy. Smagali się wszyscy. Dzieci rodziców, rodzice dzieci. Nawet chodziło się do sąsiadów, a ten który nie był smagany, był wręcz obrażony. Zostawiano nawet otwarte domostwa, aby chłopcy weszli do izb i wysmagali dziewczęta - mówi Bogdan Radzicki z Muzeum Budownictwa Ludowego w Olsztynku.
Smaganiu towarzyszyły piosenki, w których tekstach przemycano ludowy humor. Na terenach graniczących bezpośrednio z Mazowszem przyjął się natomiast zwyczaj oblewania wodą.
W pierwszy dzień świąt podążano o świcie do płynącej na wschód wody, aby się w niej obmyć. W czasie obrzędu należało zachować milczenie i nie oglądać się za siebie. Rytuał miał pomagać w leczeniu wszelakich chorób oraz zapewniać zdrowie na cały rok.
Na terenie Warmii znany był zwyczaj święcenia palm w kościele w niedzielę poprzedzającą dzień wielkanocny. Palmy jako symbol odradzającego się życia były przybrane skromnie, ale musiały mieć bazie. Bazie zachowywano, bo wierzono, że ich zjedzenie działa kojąco na bolące gardło. Samymi palmami smagano zwierzęta np. krowy, aby dawały mleko.