Policja żąda udostępnienia danych dyrektorów z zachodniopomorskiego urzędu marszałkowskiego, którzy w październiku w dniu protestu Strajku Kobiet przeciw zaostrzaniu prawa aborcyjnego dali pracownicom wolne. Marszałek Olgierd Geblewicz bierze sprawę na siebie.
Masowe protesty przeciw zaostrzaniu prawa aborcyjnego wybuchły w Polsce po decyzji Trybunału Konstytucyjnego z 22 października: Trybunał pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej orzekł wówczas, że niezgodny z Konstytucją jest przepis zezwalający na aborcję w przypadku stwierdzenia ciężkiego uszkodzenia lub nieuleczalnej choroby płodu.
Decyzja TK zburzyła wypracowany w 1993 roku tzw. kompromis aborcyjny i oznacza de facto delegalizację aborcji w Polsce: ponad 90 procent wszystkich legalnych zabiegów usunięcia ciąży przeprowadzanych było bowiem w naszym kraju właśnie w oparciu o przesłankę embriopatologiczną. W 2019 roku było to niemal 97 procent wszystkich legalnych aborcji.
Fala protestów Strajku Kobiet przetaczała się przez Polskę przez kilka tygodni.
Sprawa z Zachodniopomorskiego dotyczy demonstracji z końca października.
We wtorek do zachodniopomorskiego urzędu marszałkowskiego trafiło pismo policji z żądaniem udostępnienia danych dyrektorów wydziałów, którzy w dniu Strajku Kobiet dali pracownicom wolne.
Pytanie ma związek z toczącym się w prokuraturze śledztwem dot. stworzenia ryzyka rozprzestrzeniania się koronawirusa.
Zachodniopomorski marszałek Olgierd Geblewicz bierze sprawę na siebie.
"Ja za każdym razem podkreślam, że to była moja indywidualna decyzja jako pracodawcy, że tego typu zwolnień będziemy udzielać" - podkreśla Geblewicz w rozmowie z dziennikarką RMF FM Anetą Łuczkowską.
Jak zaznacza: "Jest to po pierwsze naszym obowiązkiem: mamy obowiązek zapewnić obywatelom demokratycznego kraju możliwość realizacji własnych praw obywatelskich".
"Po drugie jest to zgodne z Kodeksem pracy, z regulaminem organizacyjnym: każdy ma prawo wziąć wolne, każdy ma prawo wziąć wolne godziny i je potem odpracować - i zupełnie nie musi się tłumaczyć, co w tym czasie robi, czy w tym czasie protestuje i walczy o swoje prawa" - zauważa dalej Olgierd Geblewicz.
Dodajmy, że wszyscy pracownicy zachodniopomorskiego urzędu marszałkowskiego, którzy w dniu październikowego protestu Strajku Kobiet wzięli wolne godziny, by móc pójść na demonstrację, musieli je później odpracować.