„To nie jest tak, że po ciężkim meczu z Serbią czekają nas dwa proste pojedynki z Finlandią i Estonią” – przestrzega w rozmowie z RMF FM były rozgrywający siatkarskiej reprezentacji Polski, Łukasz Żygadło. Zawodnik irańskiego Sarmayeh Bank trenuje od pewnego czasu gościnnie w Lotosie Treflu Gdańsk i śledzi trwające w naszym kraju Mistrzostwa Europy. „W pierwszym meczu Polakom brakowało luzu, pozytywnej energii. Byli za bardzo sparaliżowani” – diagnozuje Żygadło.

Patryk Serwański, RMF FM: Trenuje pan obecnie z siatkarzami Lotosu Trefla Gdańsk i obserwuje Mistrzostwa Europy. Takie połączenie przyjemnego z pożytecznym.

Łukasz Żygadło: Korzystam, że mecze turnieju są rozgrywane także w Gdańsku. Mogę tu trenować z Lotosem Treflem i przygotowywać się do ligi irańskiej, ale również w dalszej perspektywie do Klubowych Mistrzostw Świata, które odbędą się w Polsce w grudniu, a zagra tam moja drużyna Sarmayeh Bank. W Iranie na razie nie mógłbym normalnie trenować. Większość zawodników z klubu jest na zgrupowaniu reprezentacji. Korzystam więc z gościnności gdańskiego klubu i przy okazji śledzę Mistrzostwa Europy.

No to trochę już pan widział. Z pewnością także naszą porażkę z Serbią. Nie wyszedł nam ten mecz. To zły początek czegoś co może się skończyć dobrze? Widział pan coś pozytywnego w meczu na PGE Narodowym?

To jest bardzo skomplikowane pytanie. Oglądałem mecz, słuchałem różnych opinii, a moim zdaniem pytanie jest jedno. Jesteśmy 3 lata przed Igrzyskami w Tokio i najważniejszy jest cel tej reprezentacji. Jak jest on definiowany? Oczywiście, zawsze byłem zdania, że każda impreza mistrzowska musi być grana na maksa. Muszą grać ci, którzy są idealnie przygotowani. Nieraz reprezentacja Polski nie była teoretycznie w najsilniejszym składzie, ale potrafiła zdobywać medale. Musimy odpowiedzieć sobie teraz, czego oczekujemy od tej drużyny. Atmosfera na Narodowym była świetna. Kibice chcieli, pomagali, by ten mecz był wygrany albo chociaż dłuższy. Może gdyby siatkarze wiedzieli, co tak naprawdę jest celem tej drużyny byłoby im łatwiej. To by ich odciążyło. Ci zawodnicy potrafią grać. Pokazali to już niejednokrotnie. Byli za bardzo sparaliżowali. Nie było widać pozytywnej energii, luzu. A to wtedy gra się na bardzo dobrym poziomie. Gdybyśmy grali trochę lepiej to i Serbowie nie czuliby się tak pewnie na parkiecie.

Wracamy na bardziej siatkarski obiekt, bo jednak zdaniem niektórych obiekt piłkarski nie ma w sobie tego siatkarskiego DNA. Teraz przed Polską dwa mecze w Gdańsku z Finlandią i Estonią. Presja wzrośnie po porażce z Serbią czy może jednak kadrowicze złapią ten luz?

Zawsze pierwszy mecz był taką niewidomą. Takim przepaleniem nerwów. Potem grało się łatwiej. Niefortunnie ułożył się terminarz i mecz z Serbią. To zespół bardzo kompletny i jest to jeden z faworytów do złota. Nie jest tak, że przegraliśmy z kimś, kogo powinniśmy łatwo pokonać. Gdyby nie kilka błędów w końcówkach setów biało-czerwoni mogli wypaść lepiej. Pierwszy mecz za nami. Teraz powinno być luźniej, weselej i z lepszym zakończeniem.

Porównując Serbów i naszych wieczornych rywali Finów warto skupić się na trenerach obu drużyn. Nikola Grbić i Toumas Sammelvuo to były wielkie gwiazdy w swoich krajach, charyzmatyczni siatkarze, a teraz trenerzy. Czy za takim typem szkoleniowca zawodnicy pójdą w ogień?

Ja z jednym i drugim grałem. Znamy się doskonale. Obaj są bardzo charyzmatyczni. Wiele historii słyszałem, wiele widziałem na własne oczy. Wydaje mi się, że tacy trenerzy nie mają kłopotu z agresywnym nastawieniem zespołu, ale to wynika z natury tego turnieju. Na gospodarzu mistrzostw ciąży presja. W Polsce jest bardzo dobra atmosfera do grania, która w każdej drużynie wyzwala taką pozytywną energię, a to zachęca do tego by się pokazać, gryźć parkiet i wygrywać. W każdym meczu będzie ciężko. Nie chcę mówić, że po trudnym meczu z Serbią teraz czekają nas dwa łatwe pojedynki z Finlandią i Estonią. Te drużyny stać na niespodzianki, ale jeśli Polacy zagrają na swoim normalnym poziomie powinni być spokojni o wynik. Nie przewidywałbym jednak łatwych zwycięstw.

(mn)