Wyjaśnienia Państwowej Komisji Wyborczej stopniowo przechodzą na naszych oczach w krętactwa. Piszę to z zażenowaniem, jako człowiek broniący tam gdzie można autorytetu państwa, które komisja reprezentuje. Członek PKW, sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego publicznie mówiący nieprawdę przysługuje się jednak temu autorytetowi jak najgorzej.
Rzecz w wyjaśnieniach, jakie broniący się przed zarzutami o spartolenie systemu liczenia głosów w wyborach samorządowych członkowie PKW przedstawiają opinii publicznej. Na jednej z konferencji sędziowie utrzymywali, że "Państwowa Komisja Wyborcza wielokrotnie informowała, w toku prac nad budżetem, na forum sejmowym, że obecny stan zarówno prawny jak i faktyczny może w końcu kiedyś uniemożliwić przeprowadzenie porządnie wyborów". Przywoływali tu jedno z posiedzeń sejmowej komisji administracji i cyfryzacji.
Posiedzenie odbyło się... 8 października, zatem ledwo kilka tygodni temu, kiedy dawno już było za późno na jakąkolwiek modyfikację tworzonego właśnie systemu na wybory 16 listopada.
Co więcej, posiedzenie zostało zwołane w trybie art. 152 regulaminu Sejmu, czyli na wniosek posłów, którzy chcieli wysłuchać wyjaśnień PKW w sprawie zawieszenia się systemu informatycznego w wyborach uzupełniających do Senatu. Tych, które odbyły się w zaledwie kilku okręgach wyborczych, a w których system wysiadł w wyniku przeciążenia (!) systemu przesyłanymi danymi!
Na posiedzeniu zaś szefowie PKW i Krajowego Biura Wyborczego jedynie prosili o wyłączenie przetargów związanych z wyborami z procedury zamówień publicznych. I apelowali o uwzględnienie tej prośby w toku prac Sejmu. Poza tym obaj panowie zapewniali, że sytuacja jest pod kontrolą, a firma, która przygotowuje oprogramowanie sobie z tym poradzi.
Daleko to od rzeczywistości, przedstawianej na konferencji PKW.
Jeszcze dalej od rzeczywistości jest dzisiejsze oświadczenie sędziego Władysława Rymsa, który opisując przebieg przetargu, organizowanego przez PKW na potrzeby wyborów samorządowych podkreślał, że komisja miała świadomość, że należy działać szybko. Oświadczył: "To już było wszystko bardzo późno, bardzo późno. Przecież to w maju było ogłoszone, a w sierpniu został wybrany wykonawca i w sierpniu rozpoczął pracę nad tym oprogramowaniem".
To niestety nieprawda. PKW zdecydowała o przetargu wiele tygodni później, niż dziś twierdził sędzia Ryms. Z dokumentów przetargowych, które publikuje sama PKW wynika, że ogłoszenie w tej sprawie wysłano do Biuletynu Zamówień Publicznych 11 lipca, a ogłoszenie przetargu opublikowano w UZP dopiero 25 lipca. Daleko od maja, prawda?
Przypomnijmy burzliwą historię systemu informatycznego PKW:
3 grudnia ubiegłego roku Krajowe Biuro Wyborcze, w związku z wygasaniem licencji na wówczas działający system ogłosiła w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej ogłoszenie w sprawie zamówienia "Platformy Wyborczej 2.0". Chodziło o wart 5 milionów system, obsługujący wszystkie typy wyborów.
Przetargiem były zainteresowane dwie firmy, jednak obie miały poważne zastrzeżenia do warunków zamówienia. Były wg niej wewnętrznie sprzeczne i nierealne, jeśli chodzi o terminy realizacji. Obie zaskarżyły przetarg, przytaczając kilkanaście punktów, w których zamawiający naruszył prawo o zamówieniach publicznych.
28 stycznia tego roku KBW unieważniło przetarg.
25 maja odbyły się wybory do Parlamentu Europejskiego, obsługiwane jeszcze przez firmę, współpracującą z PKW od 10 lat, jednak do kolejnego przetargu nie przystąpiła.
11 lipca dopiero PKW zdecydowała o zorganizowaniu przetargu na system, który będzie liczył głosy w wyborach samorządowych. Do wyborów zostało niewiele ponad 4 miesiące.
25 lipca ogłoszenie opublikowano w Biuletynie Zamówień Publicznych. Do wyborów zostały niespełna cztery miesiące.
4 sierpnia Komisja Przetargowa zdecydowała, która z firm wygrała. Wybór nie był wielki - zgłosiła się tylko jedna. Te, które mogłyby także wejść do przetargu już 10 miesięcy wcześniej uznawały, że dotrzymanie terminu jest nierealne. Samo testowanie systemu musiałoby trwać tyle, ile zostało do wyborów.
7 września odbyły się wybory uzupełniające do Senatu, obsługiwane przez tę właśnie jedyną firmę. W trzech zaledwie okręgach, przy 16 kandydatach i ledwo kilkuprocentowej frekwencji system zawiesił się i wymagał przełączenia na rezerwowy.
8 października szefowie PKW i KBW zostali wezwani przez posłów do złożenia wyjaśnień w tej sprawie. Dyrektor ds. Informatyki PKW wyjaśniał wpadkę "zbyt dużym natłokiem wysyłanych informacji i zbyt częstym logowaniem do systemu, co spowodowało jego zawieszenie.
Przy 16 kandydatach w 3 okręgach wyborczych i przy kilkuprocentowej frekwencji!
16 listopada odbyły się wybory samorządowe w 2,5 tys gmin. Prezydenckie, wójtów, burmistrzów, rad powiatów, sejmików... obsługiwane przez tę samą firmę.
18 listopada - dziś; PKW nie wyklucza, że wieczorem będzie mogła podać wyniki wyborów.
Prezydent prosi zaś na jutro I Prezes Sądu Najwyższego i prezesów TK i NSA o spotkanie w celu przedyskutowania "kryteriów wskazywania kandydatów i mianowania członków PKW na podstawie obecnych przepisów. Bez uzasadnionego wniosku sądu, który członka Komisji wskazał, Prezydent nie może go odwołać. Z formuły "rozmowa o kryteriach" wynika jednak, że albo zweryfikować warto owe kryteria, albo rozważyć, czy w obecnej sytuacji nie należy jednak członków PKW odwołać. Sądzę, że wskazane jest zastanowienie się nad tym".
Oto podstrona z dokumentami przetargowymi na system informatyczny PKW
Pewnie ktoś śmieje się z niewyszukanych żartów o członkach PKW.
Inny dziwi się, że w kraju, w którym działa specjalne ministerstwo administracji i cyfryzacji - komisja obsługująca wybory korzysta z zamówionego na chybcika oprogramowania za 429 tysięcy.
Jeszcze inny sprawdza przepisy i dziwi się, że w kodeksie wyborczym znajduje art 162 par 2, mówiący jednoznacznie, że Państwowa Komisja Wyborcza zapewnia oprogramowanie dla ustalenia wyników głosowania, sporządzania protokołów itp. A wie przecież, że PKW składa się wyłącznie z najwyższej rangi sędziów TK, NSA i Sądu Najwyższego.
Kolejny zaś ogląda konferencje PKW i przeglądając dokumentację przetargów bez trudu wychwytuje nawet jeśli nie świadome kłamstwo (w co nie uchodzi wierzyć), to co najmniej istotne nieścisłości i wykręty tychże najwyższej rangi sędziów.
Po trochu jestem każdym z nich.
Nie jest mi z tym dobrze.