"Chodzi mi o wyjaśnienie, dlaczego zdecydował się on - jak to uznali bardzo trafnie biegli - na indywidualny zamach terrorystyczny, jakie były motywacje co do wyboru ofiary" – mówi w rozmowie z RMF FM Piotr Adamowicz, brat zamordowanego przed trzema laty Prezydenta Miasta Gdańska Pawła Adamowicza. W tym tygodniu kolejna rocznica zbrodni, a w 2022 roku powinien rozpocząć się proces jej sprawcy – Stefana W. Po blisko 3 latach śledztwa uznano ostatecznie, że nie był on całkowicie niepoczytalny i może zostać osądzony i odpowiedzieć za zabójstwo. Jak może wyglądać ten proces? Jaka będzie najważniejsza sprawa do wyjaśnienia przed sądem? O czym pisał Stefan W. w liście, który miał adresować do Adamowiczów? Czy rodzina zabitego prezydenta traktuje je jako wiarygodne? Między innymi o tym z Piotrem Adamowiczem, bratem Pawła Adamowicza, wieloletnim dziennikarzem, a dziś posłem opozycji z Gdańska, rozmawiał Kuba Kaługa.
Kuba Kaługa: Czy czas leczy rany?
Piotr Adamowicz: Tak się przyjęło, że czas leczy rany. W polskiej tradycji żałoba trwa rok, natomiast w tym przypadku sytuacja jest bardziej skomplikowana. Po pierwsze: nie mieliśmy do czynienia ze zwykłym naturalnym zgonem albo śmiercią z powodu choroby czy wypadku samochodowego. Mieliśmy do czynienia z brutalnym morderstwem, które rozgrywało się na oczach tłumu i w telewizji. Potem cała ta tragiczna noc, która tak naprawdę - o czym też nie widziałem przecież - oznaczała umieranie, a nie nadzieję na uratowanie życia. To wszystko powoduje, ta niezwyczajna śmierć, że to jest bardzo trudne, tym bardziej że mamy kolejną rocznicę. A to wiąże się z tym, że dziennikarzy pytają...
To pewnie nie pomaga.
Nie, to nie pomaga. To przypomina. Moją powinnością jest to - skoro jeszcze kogoś to interesuje - żeby odpowiadać i prezentować swoją wiedzę, swoje stanowisko. Natomiast to przywołuje tę sytuację sprzed 3 lat. Oczywiście czas w pewnym sensie leczy rany. Kiedyś było tak, że ja w zasadzie, jeżeli nie musiałem, to omijałem Bazylikę Mariacką, gdzie jest urna z prochami brata.
Teraz pan zagląda?
Tak i teraz się na tyle sytuacja zmieniła, że tam nawet bywamy z żoną na niedzielnych mszach, bo kiedyś unikałem. Jeszcze niedawno było też tak, że na dźwięk karetki pogotowia jadącej na sygnale, odruchowo, alergicznie reagowałem, bo to wywoływało automatyczne skojarzenie tego tragicznego wieczoru 13 stycznia 2019 roku. Myśmy z Renatą (małżonka - przyp. RMF FM) jechali za tą karetką, która na sygnale jechała do Akademii Medycznej w Gdańsku. Myśmy kilkaset metrów za nimi jechali. Teraz już jest inaczej. Od pewnego czasu na dźwięk karetki nie reaguję aż tak alergicznie, tak emocjonalnie, bo pierwsze skojarzenie jest takie, że zdarzyło się coś, ktoś ciężko zachorował, jakiś wypadek i trzeba ratować czyjeś życie i później dopiero następuje to przywołanie tej nieszczęśliwej sytuacji sprzed trzech lat.
Pierwsze wrażenia wróciły do normy? Przepraszam, że tak mówię: "do normy". Pamiętam, że kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, w pierwszą rocznicę morderstwa pana brata, wtedy też mówiliśmy o karetkach. Te syreny "siedzą" jak rozumiem i wyją?
Siedzą, ale też w tej chwili siedzą w trochę innym wymiarze, czyli w tym sensie można powiedzieć, że czas leczy rany.
A co zmieniło zakończenie śledztwa? Pierwszy raz mamy rocznicę w sytuacji, gdy akt oskarżenia przeciwko Stefanowi W. jest już w sądzie. Gdy został tam skierowany, najbliżsi zamordowanego prezydenta Gdańska - pan, pani Magdalena Adamowicz - mówiliście o uldze. Jak to wygląda z perspektywy tych paru tygodni, które upłynęły?
Skierowania oskarżenia o tyle zmieniło sytuację, że możemy mówić o zakończeniu pewnego etapu. To przybliża nas do możliwości poznania, na tyle na ile będzie je można poznać - wszystkich okoliczności: dlaczego, w jakiej sytuacji, motywację sprawcy... Poznania prawdy, na tyle, na ile będzie można poznać tę prawdę. Co dalej? To zobaczymy już przed sądem, natomiast bez wątpienia jest to pewne zakończenie jakiegoś etapu. Z punktu widzenia oczywiście formalnego, bo do poznania wszystkich okoliczności, poznania pełnej prawdy, daleka droga. Być może poznanie wszystkiego, pełnej prawdy, w ogóle nie będzie możliwe.
A jaka jest na ten moment, na tę chwilę, kiedy rozmawiamy, pańska prawda o tym, co się wydarzyło? Pytam o to m.in. dlatego, ponieważ w mediach pojawiają się artykuły, różne przekazy, czasem sugerujące, że być może było jakieś zlecenie, być może byli jacyś mocodawcy. Dla pana to są rzeczy wiarygodne? Czy raczej nie godne wiary? Jak to jest?
Sytuacja prawna mnie ogranicza, ponieważ ja oczywiście znam materiały ze śledztwa. To jest z tego, co pamiętam, ponad 40 tomów...
Nie może pan ich ujawniać, dopóki nie zostaną ujawnione przed sądem w toku tak zwanego postępowania dowodowego...
Bardzo trafnie pan to ujął. To mnie ogranicza. Natomiast niektóre sygnały, które pojawiały się w doniesieniach medialnych, wiem, że były weryfikowane przez prokuraturę i nie znalazły potwierdzenia. Przepraszam, że będę mówił takie oczywiste prawdy, ale na etapie postępowania sądowego sąd ma wszelkie możliwości, żeby weryfikować różnego rodzaju wątki. To jest ten luksus, ale z drugiej obowiązek sądu. Jeżeli pojawi się coś nowego, albo należałoby jednak wrócić do jakich wątków, do pewnych elementów, to przywilejem i obowiązkiem sądu jest ich wyjaśnianie. Dlatego też zależało mi, żeby ten akt oskarżenia trafił do sądu, ponieważ sąd ma pełną swobodę w postępowaniu. W przeciwieństwie do prokuratury. Znowu przepraszam, że będę to przypominał, ale w polskim wymiarze sprawiedliwości prokuratura zawsze była hierarchicznie podporządkowana. Natomiast po roku 2015, czyli po przejęciu władzy w Polsce przez Prawo i Sprawiedliwość, prokuratura polska oprócz hierarchicznego podporządkowania, jest podporządkowana politycznie politykowi, czyli panu Ziobro i jego kolegom. Choćby panu Święczkowskiemu. I tyle mogę powiedzieć. Także tutaj jest bardzo ważna rola sądu, żeby poprowadzić tak ten przewód sądowy, żeby można było powyjaśniać wszystko, co da się powyjaśniać.
A co będzie najważniejszą rzeczą, która powinna zostać wyjaśniona?
Nie odpowiem wprost na to pytanie. Proszę o zrozumienie i wybaczenie. Wyjaśniam, dlaczego tak się ustawiam: Otóż zgłosiłem się do sądu, że chce występować w roli oskarżyciela posiłkowego. Oskarżyciel posiłkowy ma prawo do przesłuchiwania świadków tudzież podsądnego. Ma prawo do wnioskowania różnych rzeczy jak np. uzupełnienie opinii biegłych, ma prawo do przesłuchiwania, do składania różnych wniosków. Ma wreszcie prawo, jeżeli uzna, że wyrok jest niesatysfakcjonujący, do złożenia apelacji. Jeżeli teraz ja bym powiedział, co chciałbym poznać, to jednocześnie będzie to wskazywało na to, co będę chciał powiedzieć, jakie pytania będę chciał zadać na sali sądowej. Nie chcę dawać tego przywileju zarówno obrońcy Stefana W., jaki i samemu Stefanowi W. Skądinąd wiem, że Stefan W. dość pilnie czyta doniesienia medialne i analizuje je, więc nie chcę mu dawać tego luksusu, że będzie wiedział wcześniej o tym, co chce go zapytać. Generalnie chodzi mi o wyjaśnienie, dlaczego zdecydował się on - jak to uznali biegli bardzo trafnie na tzw. indywidualny zamach terrorystyczny - jakie były motywacje co do wyboru ofiary. Przepraszam bardzo, ale nie została zaatakowana nożem bojowym przypadkowa osoba idąca tego dnia, w niedzielę, ulicami Gdańska. Został zaatakowany mój brat. Wybór był w pełni świadomy w wykonaniu Stefana W. Dołóżmy jeszcze do tego deklarację polityczną, którą wygłosił, wykrzykując ze sceny. Dodajmy to, o czym ja wiem, ale tego nie mogę powiedzieć, czyli: kim on jest, jakie ma poglądy ideowe, jakie ma poglądy polityczne, jakie są jego autorytety polityczne, kogo widziałby w roli dyktatora Polski, jaki jest jego ulubiony minister, któremu ministrowi składał gratulacje, jak głosował, jak zachęcał swoją rodzinę i znajomych do głosowania i na kogo. I dlaczego akurat na to ugrupowanie, a nie inne. To wszystko jest w materiałach ze śledztwa i to buduje cały profil Stefana W., czyli mordercy. To nie wzięło się z przypadku, on nie doznał jakiejś iluminacji, jak niektórzy chcieliby wierzyć. Nie, nie, nie! To było zupełnie inaczej. Istotne jest to, że Stefan W. może składać wyjaśnienia. Oczywiście zgodnie z prawem może odmówić składania wyjaśnień. Ma do tego pełne prawo i to jest jego decyzja, jego obrony. Natomiast jeżeli odmówi składania wyjaśnień, wtedy sąd jest zobligowany do odczytywania materiału ze śledztwa, które znajdują się w aktach. W związku z tym osoby zainteresowane będą mogły go poznać. Dlatego tak mi zależało i zależy, żeby ta sprawa wreszcie trafiła do sądu. Istnieje też coś takiego jak wyłączenie jawności. Mamy do czynienia tutaj z publiczną egzekucją. Podkreślam, to była publiczna egzekucja. Tę publiczną egzekucję obserwowały tysiące, a za pośrednictwem telewizji dziesiątki czy setki tysięcy ludzi. W związku z tym ta sprawa powinna mieć charakter jak najbardziej otwarty, żeby wszystkie te osoby, których to interesuje, mogły poznać, co się stało.
Czy Stefan W. coś panu wyjaśnił? Pojawiła się kilka tygodni temu taka informacja, że pan m.in. otrzymał od niego list. O czym była mowa w tym liście?
Adresatem tego listu nie była nasza rodzina. Adresatem tego listu była Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. Natomiast przekaz, jaki płynął z tego listu, był taki, że on stwierdza, że zabił dobrego człowieka. I tyle. Ten list wpłynął ponad rok temu. Podchodziłem i podchodzę do tego listu z daleko idącą ostrożnością. Po pierwsze, może to być linia obrony. Wzbudzenie zainteresowania połączone z tym, że morderca dokonał autorefleksji, czyli przeprasza, co może wpłynąć na złagodzenie wyroku. To może być typowy element gry, którą stosują osoby osadzone albo sądzone. Do tego też należy dodać, że Stefan W., odbywając karę więzienia wcześniej, niemal studiował kodeksy. Mówię tu o kodeksie karnym, kodeksie postępowania karnego. Ba! Dokształcał innych więźniów, jak się należy zachować, jak argumentować. Z tego co pamiętam, usiłował też zgłębiać wiedzę, jak symulować różnego rodzaju choroby i dokształcał też innych więźniów, więc podchodzę do tego typu deklaracji bardzo ostrożnie. Tym bardziej mając za sobą doświadczenie: przez ćwierć wieku byłem dziennikarzem, obsługiwałem ileś procesów sądowych, czytałem wiele akt sądowych, czytałem wiele akt prokuratorskich. Tego typu listy nie są czymś nadzwyczajnym, to częsta praktyka stosowana przez więźniów. Poza tym trochę liznąłem tej kultury więziennej, bo przecież w stanie wojennym byłem internowany i siedziałem w zwykłym więzieniu, nie w jakimś ośrodku, tylko to było więzienie, więc tam też się z ciekawości poznawało obyczajowość więzienną. Mam jakieś małe doświadczenie osobiste, dlatego też mam daleko idącą ostrożność, jeżeli chodzi o tego typu pisma.
Podobnie pan patrzy na listy podpisywane przez matkę Stefana W.?
To jest zupełnie inna historia. Ja rozumiem, że ta pani jest matką i jak to matki... Po prostu chronią własne dziecko albo usiłują, w ten czy inny sposób, ochronić własne dziecko. Natomiast zastanawiające w tym wszystkim jest to, że te listy mają pewnego rodzaju ukierunkowany przekaz, ukierunkowaną narrację.
Jak pan ten przekaz odbiera? Jaką narrację pan tam dostrzega?
Narracja jest dość prosta. Rzeczą charakterystyczną jest to, że matka Stefana W. działa przy pomocy jednego z trójmiejskich portali. Ten portal ma określoną konotację, prezentuje określone poglądy polityczne. Jest dofinansowywany, dotowany przez jedną z agend rządu Prawa i Sprawiedliwości. W radzie programowej fundacji, która posiada ten portal, znajduje się jeden z posłów Prawa i Sprawiedliwości. Na przykład jest zastanawiający, charakterystyczny, pewien tytułu z jednej z publikacji na tymże portalu, celowo nie wymieniam jego nazwy... Mianowicie brzmiał on mniej więcej tak: "Cudownie ozdrowiony Stefan W. a polityczna sprawa rodziny Adamowiczów". Jest to tego typu narracja: Mimo że biegli uznają to, co uznają, to nie, my się z tym nie zgadzamy. Podmiot domyślny - wątpimy w tę diagnozę, którą biegli psychiatrzy i biegli psychologowie sporządzili. Stefan W. jest chory, natomiast rodzina Adamowiczów upolitycznia sprawę. Czyli całość jest dziwna, co najmniej. Taka narracja jest prezentowana i narzucana. Potem to trafia, nie zawsze, ale czasami trafia, do partyjno-rządowego radia publicznego, później do partyjno-rządowej telewizji publicznej...
Ten przekaz się pojawił w różnych mediach, nie tylko tych kojarzonych jako rządowe.
Ale zawsze pierwotnym źródłem jest ten portal i w podpisie widnieje matka Stefana W. Korzystając z doświadczenia wieloletniego dziennikarskiego... widać, że te informacje czy też te artykuły, listy otwarte są sprofilowane. One są sprofilowane zarówno przez osoby, które mają pojęcie o PR, marketingu, jak i są sprofilowane pod kątem prawniczym. Jest to przekaz, który ma wywołać określone skutki. Wygląda na to, że kilka osób siedzi nad tym tekstem, który później sygnowany jest tak, jak jest sygnowany, czyli matka Stefana W.
To w pewnym sensie proces w sprawie zabójstwa pana brata już trwa? Tylko że jeszcze nie rozpoczął się na sali sądowej?
W pewnej mierze tak. Proces zabójcy trwa... przede wszystkim to ma mieć wpływ na część społeczeństwa, która nie zna dokładnie sprawy, albo już zapomniała. Tego typu sytuacje: matka broni, mówi, że syn jest chory, a rzeczywiście może jest chory? To wywołuje pytania, zastanowienie. To ma rodzić określony skutek.
Z drugiej strony, taka rola matki...
Tak, ale jak podkreśliłem, ja tę panią rozumiem, bo występuje w takiej, a nie innej roli. Jest po prostu matką. Natomiast nie chciałbym się na ten temat wypowiadać, bo celem nadrzędnym jest to, żeby proces się rozpoczął i w miarę sprawnie się toczył. A nie będzie się toczył zbyt szybko, ze względu na objętość czy na kategorię sprawy. Mamy do czynienia ze zbrodnią. Jest to zbrodnia, z bogatym materiałem dowodowym. Nie mam jeszcze kopii aktu oskarżenia, w związku z tym nie wiem, ilu świadków do przesłuchania wnioskowała prokuratura, nie wiem, ile zeznań będzie do odczytania. Pamiętajmy, że żyjemy w czasach Covid-19 i zbyt szybko się go nie pozbędziemy. Dlatego oceniam, że ten proces dość długo może potrwać.
Treści aktu oskarżenia pan nie zna, a czy już coś pan wie o ewentualnych terminach? Kiedy ten proces mógłby się rozpocząć?
Terminy nie są znane. Zanim sprawa trafi na wokandę, powinno się odbyć tzw. posiedzenie przygotowawcze.
Takie organizacyjne. Rozumiem, że ono też jeszcze nie zostało wyznaczone...
Nie zostało wyznaczone. Sąd będzie tam analizował objętość materiału, będzie analizował terminy. Podejrzewam, że być może ten proces się rozpocznie gdzieś na przełomie końca zimy i początku wiosny.