Firmy ubezpieczeniowe bawią się z nami w kotka i myszkę - skarżą się powodzianie z Wilkowa. Niektórzy do tej pory dostali tylko część pieniędzy i nawet nie wiedzą, za co, bo ubezpieczyciele nie przysłali żadnych decyzji czy dokumentów. Powodzianie nie mogą się więc odwołać.
Od samego początku z wypłatą odszkodowań i wycenami były problemy. Można odnieść wrażenie, że nic się nie zmieniło. Na przykład pan Andrzej ma w Wilkowie sklep wielobranżowy. Towar był ubezpieczony na ponad pół miliona złotych. Magazyny w chwili powodzi były pełne, co zresztą stwierdził rzeczoznawca jednej z firm ubezpieczeniowych. Wszystko było w porządku do momentu, gdy na konto wpłynęła kwota 9700 złotych. Pan Andrzej wielokrotnie usiłował się skontaktować z ubezpieczycielem - bezskutecznie. Z centralą - odbiera tylko infolinia. Informują nas, że coś wypłynęło, coś wpłynęło, coś, może jakieś dokumenty, przyjdą, ale nie wiadomo. No prostu bawią się z nami w kotka i myszkę - mówi.
Takie przykłady można mnożyć. Dom ubezpieczony na 250 tysięcy, całkowicie zalany, a odszkodowanie? 80 tysięcy. A za stare ruiny, co przed wodą nadawały się do rozebrania, dają 100 tysięcy! - oburza się jeden z mieszkańców Wilkowa.
Jedno jest pewne: to, co proponują ubezpieczyciele, jest dalekie od realiów rynkowych. Najgorsze, że mimo wielokrotnych publicznych zapewnień o dobrej woli - nie zmieniło się nic. A powodzianin w starciu z nimi bez pomocy prawników jest zwyczajnie bezradny.