W ostatnich latach rozwijał swoje umiejętności w Śląsku Wrocław. Ostatecznie trafił do reprezentacji Polski i w umacniał pozycję w biało-czerwonym zespole. Od kilku miesięcy koszykarz Aleksander Dziewa gra za granicą. Wybrał drużynę Hamburg Towers. Jak odnalazł się na niemieckich parkietach? Jak widzi dalszy rozwój swojej kariery i swoją przyszłość w reprezentacji Polski? Z Aleksandrem Dziewą rozmawiał Patryk Serwański z redakcji sportowej RMF FM.
Patryk Serwański: Masz poczucie, że ten koszykarski przeskok z Polski do Niemiec był dużym wyzwaniem, czy jednak okazało się, że dzięki swoim umiejętnościom szybko się zaaklimatyzowałeś?
Aleksander Dziewa: Przeskok jest na pewno, jeśli chodzi o poziom ligi, fizyczność. I na treningach, i na meczach. Do tego trzeba się przyzwyczaić. Wydaje mi się, że w jakiś sposób dobrze udało mi się wszystko zrealizować. Na razie wygląda to OK.
Zapewne tego przeskoku pod względem fizyczności się spodziewałeś. Mogłeś to poczuć grając wcześniej w Śląsku w rozgrywkach EuroCup. A jest coś, co cię zaskoczyło, jeśli chodzi o ligę niemiecką?
Fizyczność to takie ogólne słowo. Doprecyzuję to. Chodzi o to, że wszystko, co musisz zrobić, by dostać się na pozycję, zdobyć punkty, zrealizować zagrywkę taktyczną - wszędzie trzeba się przepychać. Jesteś cały czas atakowany, odpychany od obręczy. Na połowie ataku wszystko trzeba sobie wywalczyć.
Potrzebujesz więcej pracy na siłowni, czy jesteś do tego gotowy?
Praca na siłowni jest cały czas potrzebna. To niezaprzeczalne. Musisz utrzymywać siłę, dbać o to, by unikać kontuzji, ale tu już chodzi o coś innego: umiejętność korzystania z siły na boisku. W jaki sposób to zrobisz. Może być bardzo silny gość, który po koszykarsku nie będzie potrafił zrobić pewnych rzeczy. Tutaj się tego uczę.
Zatem każdy mecz to idealna szansa na zbieranie doświadczenia. A jest jakiś koszykarski element, co do którego masz do siebie pretensje? Wiesz, że potrafisz lepiej, ale z jakiegoś powodu dana rzecz nie funkcjonuje.
Na tę chwilę procent rzutów za trzy mam zbyt niski. Pracuję nad tym. Nie zostawiłem tego elementu. Myślę, że to przyjdzie w dalszej części sezonu.
Chciałem spytać o zarobki. Zakładam, że w Śląsku z pensji byłeś zadowolony. Ale wyjazd do Niemiec to pod tym względem krok do przodu czy duży sus?
Nie będę zbyt głęboko w to wchodzić. Mogę powiedzieć, że sus to nie jest. Decyzja, która podjąłem o przejściu do Hamburga, nie była decyzją finansową. Chciałem zrobić krok do przodu, podjąć wyzwanie na wyższym szczeblu. Nie mogę mówić, że przyszedłem tu w celach stricte zarobkowych.
Czyli transfer to w dużej mierze inwestycja w siebie...
To przede wszystkim jest inwestycja w siebie.
Po kilku miesiącach w Niemczech masz poczucie, że jesteś takim koszykarzem, który może zrobić kolejny krok w koszykarskiej hierarchii? Do lepszej ligi, lepszego klubu.
Myślę, że sportowiec musi mieć to w sobie. Musisz chcieć się wspinać coraz wyżej. Jak gdzieś docierasz i sobie radzisz, to zawsze chcesz iść wyżej. Dotrzeć do swojego sufitu, którego ze względów fizycznych, czysto ludzkich już nie możesz pokonać. Myślę o kolejnych krokach i wierzę, że mogę na te wyższe szczeble się dostawać.
Pracowałeś z wieloma trenerami w Śląsku. W wywiadach opowiadałeś, jak różne są metody poszczególnych szkoleniowców, ich podejście do zawodników, drużyny. Jak czujesz się pod tym względem w Hamburgu?
Naprawdę nie mogę narzekać. To, na co umawiałem się z trenerem przed sezonem, jest spełniane, więc jestem zadowolony. Mam bardzo ważną rolę w drużynie, dostaję sporo piłek. Nie mogę złego słowa powiedzieć.
Mamy chyba takich kilka prostych skojarzeń z Hamburgiem. Miasto portowe. Duże, ważne gale bokserskie i oczywiście piłka nożna, bo grają tam dwa bardzo znane w Niemczech kluby. Zastanawiam się, czy jest i przestrzeń dla koszykówki w Hamburgu?
Wielką niespodzianką było dla mnie to, jak ludzie nas tu dopingują na trybunach. Hala nie jest zbyt duża. Mniejsza niż ta we Wrocławiu, ale jest naprawdę żywiołowo. Fani wspierają nas przez cały mecz bez względu na wynik. Tak było, gdy mieliśmy w tym sezonie słabszy okres. Myślę, że to miasto lubi koszykówkę i jej potrzebuje, a my chcemy to dać kibicom.
A jak ci się żyje w Hamburgu?
Nie mogę narzekać. Miasto jest dosyć podobne do Wrocławia. Tutaj też jest bardzo dużo mostów, dużo wody w mieście. Zaaklimatyzowałem się, żyje mi się tu dobrze. Nie mam powodów do narzekania.
Zaglądasz na parkiety naszej ligi?
Nie powiem, rzucę okiem...
Dla Śląska to ciężki sezon. Zwycięstwa przeplatane wysokimi porażkami. Jak się na to patrzy z boku już z perspektywy?
W klubie mają dużo pecha. To, co się dzieje z kontuzjami, to rzecz niespotykana i to oddziałuje na wyniki. Nie mogą złapać rytmu, grają co chwilę innym składem, muszą szukać zawodników z pierwszej ligi z rezerw, bo brakuje graczy. Jednak sezon jest jeszcze długi. W końcu dwa lata temu weszliśmy do play-off z piątego miejsca i zrobiliśmy coś wielkiego, zdobywając tytuł.
Nie było cię latem w reprezentacji. Łukasz Koszarek informował, że rozmawialiście. Przedstawiłeś powody, dla których zrezygnowałeś z kadry w tym okresie. Nie było cię na turnieju prekwalifikacyjnym do igrzysk. Czy na przyszłość wszystko tu jest pod kontrolą i sytuacja jest wyjaśniona w stu procentach?
Jak mówiłeś, rozmawiałem z Łukaszem latem i odbiór był taki, że moja sytuacja jest zrozumiana. Myślę więc, że nie ma tu złej krwi. A to, czy będą w reprezentacji, zależy oczywiście od trenera i tego czy widzi mnie w składzie. Myślę, że ważne będą tylko kwestie czysto sportowe.
Okres świąteczny będzie jak zwykle u koszykarza - pracowity...
Tak. Czyste zawodowstwo. Wrócę do Hamburga w nocy z 23 na 24 grudnia. Wigilię spędzę tutaj. Później trening i od razu wyjazd. Święta spędzę z żoną i rodzicami, którzy najprawdopodobniej przyjadą do nas.
To na koniec poproszę cię jeszcze o takie jedno wigilijne wspomnienie z rodzinnego domu. Coś, co przychodzi ci do głowy w związku z tym dniem...
Taki obrazek: z wieży stereo mojego taty lecą kolędy w wykonaniu Krzysztofa Krawczyka. Ja z mamą ubieram choinkę. Tata w kuchni przygotowuje pierogi. Coś takiego pamiętam i miło wspominam.