"Donald Tusk nie ma dobrego wyjścia z obecnej sytuacji" - twierdzi politolog profesor Wawrzyniec Konarski. Premier, po publikacji przez tygodnik "Wprost" nagrań, na których słychać jak szef MSW i prezes Narodowego Banku Polskiego dobijają politycznego targu dotyczącego pomocy NBP dla rządu w zamian za zmianę przepisów i zmianę ministra finansów, zapowiedział na poniedziałek konferencję prasową.
Grzegorz Kwolek: Panie profesorze, patrząc na funkcjonowanie naszej polityki na najwyższych szczeblach, jaki obraz wyłania się z tych nagrań?
Wawrzyniec Konarski: Stworzyłem próbę typologii cech polskiej klasy politycznej. Celowo mówię klasy politycznej, a nie tylko tych, którzy rządzą: a więc biorę pod uwagę zarówno tych, którzy są w danym momencie rządzącymi, jak i tych, którzy są aspirantami do objęcia rządów po nich. Twierdzę, że polską klasę polityczną cechują cztery główne cechy: po pierwsze jest to klasa rentierów polityki, a nie polityków w rozumieniu dosłownym, zwłaszcza XIX-wiecznym. Po drugie, są to ludzie bardzo mocno ogarnięci zjawiskiem, które nazywam ,,obsesją reelekcji", ponieważ chcą za wszelką cenę pozostać w ławach - jeśli nie rządowych to przynajmniej parlamentarnych. Po trzecie, kierują się nie tyle szukaniem możliwości więzi z wyborcami i utrzymania tej więzi, ale słupkami. W istocie dzisiaj sondażowanie w Polsce oznacza, że w dużym stopniu my - jako odbiorcy tych sondaży - często jesteśmy manipulowani ich wynikami. To nie jest do końca forma informacji o czymś, o pewnych tendencjach... Dowiadujemy się, na kogo warto, na kogo nie warto głosować i modyfikujemy swoje poglądy, więc jest to manipulacja. Czwartą cechą jest to, że mamy w warunkach polskich (to już jest cecha wybitnie polska i specyficzna w naszych warunkach) do czynienia z wieloma partiami, które są kompletnie od siebie rozbieżne, jeśli chodzi o wizerunek i nasycenie pewnymi treściami, a i także sposób działania.
Mamy bowiem partię kartel, którą jest Platforma. Partia tego typu, jak stwierdzili klasycy, jak chociażby Klaus von Bayme, Richard Cards czy Piter Mayer, to jest taka partia, która kieruje się w swojej działalności głównie korzystaniem z zasobów państwa wysoko pojmowanych i trwa to tym efektywniej im dłużej taka partia rządzi. To, że następuje po jej odejściu z ław rządowych pewnego rodzaju przerażenie czy spustoszenie, to już jest zupełnie inna sytuacja. Natomiast, im dłużej silne rządy sprawuje, ulega siłom kartelizacji - mówię o partiach.
Drugą partią, która mamy w Polsce jest partia doktrynerska, czyli PiS, pierwszą oczywiście jest Platforma. PiS to partia, która się kieruje bardzo mocno wartościami, często nawet przesadnie, a z tego niewiele wynika z wyjątkiem dużego werbalizmu. Co jest najważniejsze, obie te partie, o obu tych wizerunkach, nie są w stanie ze sobą prowadzić dialogu, który poległaby na tym, że ktoś przedstawia pewną tezę i otrzymuje w tej kwestii ripostę i to jest kontynuowane. Mamy raczej do czynienia z sytuacją, w której każda z tych partii przedstawia swój punkt widzenia i nie bardzo interesuje jej pogląd partii przeciwnej. To są złe cechy, bo one pokazują, że życie polityczne w Polsce jest oparte też na trybalizmie, na pewnej recydywie, na pewnych sytuacjach, które są niestety wciąż powtarzane i to wszystko co tak nazywam, na kanwie takich cech, niestety sprzyja procesowi, który mnie osobiście niepokoi jako obywatela. Mniej jako analityka. Jest to proces delegitymizacji władzy, który w warunkach polskich postępuje. Dlaczego postępuje? Dlatego, że mamy najgorszą w Europie frekwencję wyborczą, która jest niczym innym dla mnie, jak formą pewnego biernego buntu społecznego. Społeczeństwo głosując nogami pokazuje, że nie jest zainteresowane generalnie jakimikolwiek opcjami czy wyborami. Sprawa ostatnia - dodajmy do tego jeszcze to, że mamy bardzo dużą liczbę osób, to jest mierzalne, na poziomie trzydziestu kilku procent w górę, osób, które nie widzą siebie w ogóle jako wyborców żadnych partii, zwłaszcza partii mainstreamowych.
A niepokoi pana, jedyne tak naprawdę, ujawnione nagranie targów, rozmów, próby zawarcia umowy między szefem, zgodnie z ustawą, niezależnego Narodowego Banku Polskiego i szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych - dotyczącej pomocy, współpracy przy walce z deficytem budżetowym?
Wie pan, z jednej strony nie zaskakuje mnie wcale to, że różne rozmowy na ważne tematy państwowe toczone są przy okazji serwowanego cateringu, ponieważ to są sprawy typowe dla całego świata, zwłaszcza dla świata euroatlantyckiego. Natomiast, to co mnie bardzo martwi na kanwie tej całej historii, która jest oczywiście tłem dla naszej rozmowy, to po pierwsze żargonowy język, jaki jest używany przez dyskutantów, czyli osoby, które spotkały się przy okazji tego posiłku. Po drugie, niepokoi mnie to, że mamy dzisiaj właściwie przekroczenie wszelkich granic, które wymyślił swego czasu w swoim słynnym roku ,,1984" Orwell, ponieważ Orwell pisał o kraju totalitarnym. My mamy demokrację, to czasem działa lepiej, czasem gorzej, ale fakt, że w naszym kraju ma miejsce cyklicznie pokaz tego, że ma miejsce inwigilacja, jest niestety kompromitujące dla państwa. Okazuje się, że państwo używa takich instrumentów, które są nadużyciem, które są łamaniem przy okazji istotnych przepisów prawnych. Ta sytuacja narusza prawa osobiste wielu osób. Ja wiem, że z jednej strony gdybyśmy nie mieli tej inwigilacji, nie wiedzielibyśmy, w jaki sposób mogą tego typu targi polityczne ubijać ze sobą ważni w Polsce.
Mogą?
Nie, nie, nie. Mówiąc mogą - nie twierdzę, że jest to słuszne. Ja mówię o konstatacji. Takie targi mają miejsce, mnie to nie zaskakuje, w tym sensie, że takie sytuacje mają miejsce na świecie, ale fakt, że ważniejszym forum, żeby takie targi ubijać stają się miejsca restauracyjno - kawiarnianie, jest oczywiście naganny. Takie rzeczy należy robić w zupełnie innych warunkach. Po to są ławy rządowe, po to są parlamenty, po to są organy generalnie wpisujące się w cały rytm administracyjny, żeby tam tego typu sprawy uzgadniać. Natomiast, z punktu widzenia analitycznego, czyli czysto zawodowego, jaki wiąże się z moim zawodem... Ta sytuacja jest oczywiście nieprawdopodobną gratką, to są wręcz żniwa pokazujące, że mamy do czynienia w Polsce z ciągłym istnieniem pewnej materii, którą należy monitorować, należy omawiać, którą należy krytykować i wskazywać pewne prognozy, tylko, że niestety, to mówię już jako obywatel, nic z tego nie wynika dla tych, którzy rządzą, ponieważ oni są poddani pewnej tendencji recydywy i tę recydywę uprawiają cały czas.
To na koniec jeszcze - czy uważa pan, że Tusk wykaraska się - tak ja po tak zwanej aferze hazardowej? Czy to jest - jak niektórzy prawicowi publicyści twierdzą - koniec, potop, tego rządu nie będzie?
To, że opozycja będzie eskalować takie hiobowe postrzeganie rzeczywistości, jest czymś naturalnym. To opozycja robi, ma to prawo robić. Niezwykle ważne jest to i oczywiście z punktu widzenia działań Tuska nie ma w tym żadnego zaskoczenia, że wziął sobie czas do namysłu, bo to jest jego standardowy, znany od wielu lat sposób działania. Natomiast, to rzeczywiście jest sytuacja jakościowo inna, bo trudno to sobie wyobrazić. Ja nie mam jeszcze takich twardych danych, ale wydaje mi się rzeczą prawie nieprawdopodobną, aby minister Sienkiewicz udał się, podobnie jak kiedyś pewien inny ważny człowiek polskiego życia publicznego motywowany, powiedzmy, prywatną chęcią, na spotkanie z tak ważną osobą jak jest szef Narodowego Banku Polskiego. W związku z tym z pewnością premier Tusk musi użyć bardzo mocnej argumentacji, tak by przekonać, że nie był w tę kwestię zamieszany. No dobrze, ale pojawia się pytanie - jeżeli on nie był w tę kwestię zamieszany, to kto zatem mógł stać za Sienkiewiczem? To będzie pytanie otwarte, które w każdym przypadku będzie trudne do odpowiedzi, dla samego zainteresowanego i myślę, że jeżeli jakakolwiek odpowiedź będzie miała miejsce, każdą z tych odpowiedzi będzie mogło oprotestować Prawo i Sprawiedliwość.