Zbigniew Stonoga usłyszał w stołecznej prokuraturze zarzut bezprawnego upublicznienia informacji ze śledztwa ws. afery podsłuchowej. Biznesmen od poniedziałku publikował na Facebooku zdjęcia akt z tej sprawy. W czasie przesłuchania nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Prokuratura potwierdziła natomiast, że podczas przeszukania w mieszkaniu Stonogi zabezpieczono "nośniki danych cyfrowych".

We wtorek wieczorem do apartamentu Zbigniewa Stonogi wkroczyli policjanci w towarzystwie prokuratora. On sam zamieścił wówczas na swym facebookowym profilu krótki wpis o treści: Policja jest

Przeszukanie odbyło się na zlecenie Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Jak informował reporter RMF FM Grzegorz Kwolek, funkcjonariusze szukali w mieszkaniu przedsiębiorcy informacji nt. źródeł przecieku akt ze śledztwa ws. afery podsłuchowej, a także reszty materiałów, których pełne ujawnienie zapowiadał wcześniej biznesmen. Na popołudniowej konferencji prasowej informował on, że opublikował "tylko około 20-25 procent" materiałów. Facebook zaczął to kasować. Ale jestem człowiekiem upartym i pewnie jeszcze dziś wszystkie te akta, całe 28 tomów, całe 72 tysiące stron A4 zostanie opublikowane - zapowiadał.

O zatrzymaniu Stonogi poinformował wieczorem we wpisie na Twitterze rzecznik prasowy stołecznej PO Przemysław Nowak. Zbigniew S. został zatrzymany w sprawie publicznego rozpowszechniania wiadomości z postępowania przygotowawczego - napisał.

Biznesmena przewieziono nieoznakowanym radiowozem do siedziby Prokuratury Okręgowej przy ul. Chocimskiej. Razem z nim - jak donosił nasz dziennikarz - przyjechali nieumundurowani policjanci i prokuratorzy, którzy prowadzili przeszukanie w mieszkaniu biznesmena. Trwało ono - jak powiedział dziennikarzom jeden z adwokatów Stonogi, Krzysztof Kitajgrodzki - kilka godzin. Czynność odbyła się spokojnie, w kulturze - dodał adwokat.

W prokuraturze Zbigniew Stonoga usłyszał zarzut rozpowszechniania bez zezwolenia wiadomości z postępowania ws. afery podsłuchowej.

Został przesłuchany w charakterze podejrzanego, nie przyznał się do stawianego mu zarzutu, odmówił składania wyjaśnień - wskazał jedynie krótkie oświadczenie - poinformował prok. Przemysław Nowak. Dopytywany o treść tego oświadczenia, odpowiedział: Złożył oświadczenie, częściowo zresztą wulgarne. Powołuje się w tym oświadczeniu również na tajemnicę dziennikarską. Natomiast nie ma tam nic odnośnie - że tak powiem - meritum zarzutu.

Prokurator poinformował również, że wobec biznesmena orzeczono zakaz opuszczania kraju i dozór policji, a także zakaz "prowadzenia działalności polegającej na publicznym rozpowszechnianiu wiadomości z postępowania przygotowawczego".

Dopytywany przez reportera RMF FM prok. Nowak potwierdził, że w czasie przeszukania w mieszkaniu biznesmena zabezpieczone zostały nośniki danych. Szukaliśmy przede wszystkim kopii cyfrowej, bo tego się spodziewaliśmy - więc w postanowieniu (o przeszukaniu) prokurator zażądał nośników danych cyfrowych. Te nośniki zostały zabezpieczone (...) nośniki, na których mogły być umieszczone te kopie cyfrowe. Tego szukaliśmy, to zabezpieczyliśmy - powiedział. Zastrzegł jednak, że śledczy nie wiedzą jeszcze, "co jest w środku - to będzie badane".

Stonoga ostro do prokuratora generalnego: Niech pan i pańska rządowa wataha...

Sam Zbigniew Stonoga (zgodził się na podawanie pełnych danych i publikację wizerunku) stwierdził po wyjściu z prokuratury, że "formalności w tym antyludzkim, antypolskim państwie stało się zadość". Podkreślił, że nie żałuje upubliczniania materiałów, i zapowiedział, że będzie "bronił społeczeństwa, tego najbiedniejszego".

W czasie rozmowy z dziennikarzami zwrócił się również do prokuratora generalnego: Panie Seremet, ja bardzo pana proszę, niech pan i pańska rządowa wataha odp...li się ode mnie. (...) Bo ja się kolejnej sprawy karnej nie boję.

Śledztwo ws. upublicznienia akt, a nie wycieku

Na profilu Zbigniewa Stonogi na Facebooku opublikowane zostały tomy akt z zeznaniami podejrzanych w aferze podsłuchowej, a także protokoły zeznań osób, które były nielegalnie podsłuchiwane w warszawskich restauracjach. Oprócz tego w ujawnionych materiałach są dowody w śledztwie - fotografie sprzętu podsłuchowego, odręczne zapiski kelnerów, którzy zakładali podsłuchy. Z materiałów można nie tylko dowiedzieć się, co zeznawały poszczególne osoby, ale także poznać szczegółowe dane osobowe przesłuchiwanych osób - adresy czy numery PESEL. To m.in. pełne dane szefów służb, m.in. szefa CBA Pawła Wojtunika - osoby podlegającej szczególnej ochronie.

Informując o wszczęciu śledztwa w tej sprawie, prok. Przemysław Nowak powiedział, że będzie ono dotyczyło podejrzenia bezprawnego upublicznienia informacji z prowadzonego postępowania, a nie wycieku materiałów z akt sprawy. Prokuratorzy zdecydowali się na taki właśnie kierunek śledztwa, bo na razie nic nie wskazuje na to, by ktoś bezprawnie wyniósł kopie akt z prokuratury. Strony śledztwa ws. afery podsłuchowej miały zgodę na kopiowanie akt i dopóki nie uda się ustalić, skąd Zbigniew Stonoga miał te materiały, ocenie prawnej będzie podlegał tylko jego czyn.

Za publiczne rozpowszechnianie bez zezwolenia materiałów ze śledztwa grozi grzywna, ograniczenie wolności lub do dwóch lat więzienia.

Zgodę na kopiowanie akt miało kilkanaście osób

Renata Mazur - rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga, która prowadzi śledztwo ws. podsłuchów - podkreśliła na wcześniejszej konferencji prasowej, że prokuratura nie obawia się, że ujawnione dokumenty wpłyną na losy tego śledztwa.

Podała również, że dostęp do akt i możliwość wykonania fotokopii na swój użytek miało kilkanaście osób - od 24 lutego udostępniano je bowiem m.in. podejrzanym, ich obrońcom, osobom pokrzywdzonym i ich pełnomocnikom. Osoby, które wykonywały fotokopie, poinformowano - jak zaznaczyła Mazur - o odpowiedzialności karnej za ich ujawnienie.

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo ws. podsłuchiwania od lipca 2013 roku w dwóch restauracjach kilkudziesięciu osób z kręgu polityki i biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych.

Prokuratura w czerwcu 2014 postawiła zarzuty biznesmenom Markowi Falencie i Krzysztofowi Rybce oraz Łukaszowi N. i Konradowi L. - pracownikom restauracji, w których dokonywano podsłuchów.

Falenta nie przyznał się do zarzutów i zapewniał, że jest niewinny.