Nie z rezerwowymi piłkarzami na ławce Realu, a prawdopodobnie w prywatnej loży zasiądzie trener madryckiego zespołu Jose Mourinho podczas rewanżowego meczu półfinałowego Ligi Mistrzów z Barceloną. Zostanie on rozegrany we wtorek na Camp Nou.

To jednak nie kaprys Portugalczyka, a pokłosie jego zachowania w trakcie pierwszego spotkania z "Dumą Katalonii", przegranego 0:2. Po czerwonej kartce dla Portugalczyka Pepe, przy stanie 0:0, Mourinho "skomentował" pracę sędziego Wolfganga Starka i został odesłany przez Niemca na trybuny stadionu Santiago Bernabeu.

We wtorek Mourinho nie będzie mógł kontaktować się w trakcie gry ze swoimi zawodnikami ani asystentem Aitorem Karanką. Wcześniej w podobnych sytuacjach dzwonił do współpracownika z telefonu komórkowego lub przekazywał wytyczne na kartce. Na obiekcie "Barcy" ma usiąść w prywatnej loży, daleko od swojego teamu, razem z byłym piłkarzem Realu i reprezentacji Hiszpanii, a obecnie dyrektorem sportowym Królewskich Miguelem Pardezą oraz dwoma ochroniarzami.

Zgodnie z regulaminem UEFA, do zespołu "The Special One", jak nazywany jest 48-letni Mourinho (były szkoleniowiec m.in. FC Porto, Chelsea Londyn i Interu Mediolan), może wrócić dopiero kwadrans po ostatnim gwizdku. Podczas meczu nie może wejść do szatni, tunelu prowadzącego do niej, a także do tzw. strefy technicznej. Za niesubordynację groziłaby wysoka kara.

W ostatnich dniach Mourinho nie ma najlepszych notowań, bowiem Real przegrał nie tylko z Katalończykami w Champions League, ale uległ również Realowi Saragossa 2:3 w lidze hiszpańskiej, tracąc praktycznie szanse na mistrzostwo kraju.