Naukowcy alarmują: stan wód na terenie Unii Europejskiej jest fatalny. Według badaczy rybołówstwo nie jest na terenie wspólnoty zrównoważone, na czym traci bioróżnorodność.
Z analizy 200 naukowców wynika, że 99 proc. wód kontynentalnych Europy nie jest odpowiednio chronionych przed tzw. działalnością o dużym wpływie na środowisko np. trałowaniem dennym. Pozwala ono na złowienie dużej ilości ryb, ale i wszystkich organizmów żyjących w wodzie, niezależnie od tego czy były celem połowów, czy też nie.
"Trałowanie denne jest najbardziej niszczycielską i pochłaniającą duże ilości paliwa praktyką połowową, powodującą masowe niszczenie życia morskiego" - piszą badacze. Ta praktyka pogłębia także kryzys klimatyczny zwiększając emisje dwutlenku węgla, który znajduje się na dnie morskim.
Według badania z zeszłego roku łodzie rybackie, które stosują takie praktyki połowu, uwalniają tyle dwutlenku węgla co cały przemysł lotniczy.
Do 2017 roku 10,8 proc. powierzchni mórz Europy sklasyfikowano jako morskie obszary chronione (MPA). Naukowcy twierdzą jednak, że zaledwie 1 proc. podlega ochronie w rzeczywistości.
W rezultacie liczebność organizmów morskich w wielu obszarach Unii Europejskiej, które uznane są za chronione, jest mniejsza niż w pobliskich obszarach nieobjętych ochroną - wskazują naukowcy.
Analiza wykazała, że zaledwie 1/3 populacji zbadanych na północno-wschodnim Atlantyku ryb jest w dobrym stanie.
Naukowcy wezwali państwa członkowskie Unii Europejskiej do "podniesienia poprzeczki" w dziedzinie ochrony oceanów. Ograniczenie połowów na skalę przemysłową byłoby według nich pomocne w utrzymaniu bioróżnorodności na kontynencie, a także w uzupełnieniu uszczuplonych już łowisk.
Na temat bioróżnorodności politycy będą rozmawiali podczas grudniowego szczytu ONZ w Montrealu w Kanadzie.