Dopiero jesienią uda się połączyć w całość trzy części odzyskanego napisu "Arbeit macht frei". Złodzieje w czasie grudniowej kradzieży mocno pogięli rury, z których został on zrobiony. Prostowanie zajmie konserwatorom co najmniej 3 miesiące. Po scaleniu napis prawdopodobnie nie powróci już na stale nad bramę byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz.
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych elementów byłego hitlerowskiego obozu koncentracyjnego trafił z powrotem do muzeum 21 stycznia 2010. Przekazali go małopolscy policjanci, którzy zatrzymali złodziei i odzyskali napis. Przestępcy mocno go zniszczyli - pocięli na trzy części i pogięli.
Od lutego napis był poddawany badaniom sprawdzana była jego wytrzymałość, wyszukiwane skorodowane miejsca. Szybko okazało się, że problem nie będzie samo scalenie napisu a jego wyprostowanie. Wybrano metodę prostowania przy pomocy wysokiej temperatury. Wygięte fragmenty będą nagrzewane i poddawane obciążeniu. Ten proces potrwa kilka tygodniu i dopiero po jego zakończeniu napis zostanie scalony w całość, co nie powinno być już – zdaniem konserwatorów – większym problemem.
Oryginalny „Arbeit macht frei” prawdopodobnie na stałe nie powróci już na swoje historyczne miejsce. Dyrektor muzeum Piotr Cywiński obawia się teraz już nie tyle ponownej kradzieży, co o stanu techniczny napisu. Po wyprostowaniu i scaleniu wytrzymałość prawie 70-letniego metalu będzie dużo mniejsza. A korozja, wysokie – w lecie - i niskie – w zimie - temperatury mogą szybko doprowadzić do jego zniszczenia. Napis trafi więc na wystawę. Niewykluczone, że będzie tymczasowo zawieszany nad bramą w czasie kolejnych rocznic wyzwolenia obozu koncentracyjnego. Ostateczna decyzja zapadnie w listopadzie.