Poseł Porozumienia Jarosława Gowina i były szef NFZ Andrzej Sośnierz twierdzi, że rząd może sterować wynikami testów na koronawirusa. Jak mówi polityk w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim", jego zdaniem krzywa zachorowań jest "wypłaszczana sztucznie".
Sośnierz podkreślił, że jego zdaniem zdejmowanie obostrzeń wprowadzanych w związku z pandemią jest słuszne i konieczne "z gospodarczego punktu widzenia", ale robimy to w złym momencie.
Zdaniem polityka, nie mamy obecnie spadku epidemii. Na Śląsku zakażonych nie ubywa. Wciąż nasuwają się pytania o sens zamrażania gospodarki - może wystarczyło zostawić rygory epidemiczne. O tym zresztą od tygodni sam próbuję przekonywać mój obóz polityczny - mówi w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim".
Pytany o to, czy jego zdaniem rząd steruje wynikami, Sośnierz stwierdził: "A jakim prawem pierwszy o wyniku nie dowiaduje się górnik, tylko sanepid?".
W przygotowywanym rozporządzeniu ministra zdrowia, dokumencie wskazującym na dość niejasne intencje moim zdaniem, zapisano, że w pierwszej kolejności wynik badań laboratoryjnych trafia do sanepidu. Tak można ręcznie sterować epidemią i informacjami - powiedział.
Polityk Porozumienia - ugrupowania będącego w koalicji z Prawem i Sprawiedliwością oraz Solidarną Polską - powiedział, że zgłosił się do niego przedsiębiorca, który proponował zakup rządowy kilkudziesięciu aparatów do testowania. Dzięki temu, cena badania wynosiłaby 160 zł. Dziś NFZ płaci 280, a początkowo było to nawet 400 zł. W Niemczech testy wykonuje się za niewiele ponad 40 euro. W Niemczech. U nas jest eldorado. Nie chcę myśleć, kto na tym zarabia, ale jeśli nawet nie rozważa się oferty, dzięki której zaoszczędzilibyśmy trochę publicznych pieniędzy, to może kogoś szlag trafił, że jakiś prywaciarz chciał mu interes popsuć - powiedział, dodając, że projekt ministra zdrowia monopolizuje rynek.
Zdaniem Sośnierza obecnie polska krzywa zachorowań jest "wypłaszczana sztucznie". Wystarczy zrobić kilka testów, jak na Śląsku. Przy małej liczbie testów można prokurować sztuczne wypłaszczanie. Prawda jest taka, że rozwój epidemii w Polsce i na Śląsku był i jest inny niż to, co pokazuje minister zdrowia i co jest podstawą do podejmowania decyzji, na przykład o odmrażaniu gospodarki - mówił.
Poseł dodał, że jego zdaniem testów jest zdecydowanie za mało, a te które są, pozostają w rękach rządu. Górnicy czekają 5 dni na wynik. Co potem? Okazuje się, że zachorowali 5 dni później niż przeprowadzono badanie - tak ujmuje ich system - mówił.