W czasie epidemii wzrosło spożycie suplementów diety. To poważny problem, ponieważ wiele osób myli je z lekami, spożywa w nadmiernej ilości, niszcząc tym samym swoje zdrowie - alarmuje portal Prawo.pl. Winny jest temu m.in. brak regulacji prawnej reklam suplementów, które często wprowadzają w błąd.
Tabletka przyspieszająca porost włosów, tabletka wspomagająca odchudzanie czy pigułka na poprawę krążenia - rynek suplementów jest gigantyczny. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego trzy lata temu - nowszych danych nie ma - wart był 4,4 mld zł.
Według portalu Prawo.pl niemal połowa, bo 48 proc. Polaków zażywa suplementy regularnie, a tylko 27 proc. potrafi je poprawnie zdefiniować.
Pandemia koronawirusa spowodowała wzrost popytu na suplementy. Według cytowanych przez Prawo.pl ekspertów, "w czasie izolacji, wybuchu i trwania pandemii pacjenci przychodzili do apteki częściej po wszelkiego rodzaju witaminy i suplementy diety, bo nagle zaczęto obsesyjnie dbać o zdrowie" .
Jednak nie ma przepisów regulujących sprzedaż suplementów. Jak mówi cytowany przez Prawo.pl Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej: "suplementy są sprzedawane bez recepty, a nierzadko dawki np. witaminy B2 są w nich większe niż w leku wydawanym z przepisu lekarza".
W opinii eksperta, suplementy mogą wtedy szkodzić, bo wchodzą w interakcje z innymi lekami, jakie przyjmuje pacjent cierpiący np. na chorobę przewlekłą.
Skoro reklama suplementów - bywa, że wprowadza w błąd - dlaczego nikt z tym nic nie robi? W opinii Adama Czerwińskiego, analityka z zespołu strategii Polskiego Instytutu Ekonomicznego, cytowanej przez Prawo.pl "wynika to z niewystarczającego nadzoru instytucjonalnego nad rynkiem, niskich barier wejścia dla nowych produktów i producentów oraz z braku stosownych regulacji gwarantujących bezpieczeństwo".