W gigantycznych kolejkach stoją w samochodach mieszkańcy Rzymu w dotkliwym upale do punktów typu drive-in, by wykonać test na obecność koronawirusa. Badaniu poddają się osoby, które wróciły z wakacji w Hiszpanii, Grecji, Chorwacji i na Malcie oraz na Sardynii.
Minister zdrowia Włoch Roberto Speranza zarządził, że turyści wracający z wakacji w czterech tzw. krajach ryzyka muszą poddać się obowiązkowemu testowi. Jest on bezpłatny.
Do osób tych dołączyły też tysiące ludzi, którzy spędzili urlop na Sardynii, gdzie zanotowano w szczycie sezonu letniego rosnącą liczbę zakażeń. Ludzie stojący w samochodowych kolejkach mówią, że podczas wakacji na włoskiej wyspie bywali w zatłoczonych klubach oraz dyskotekach i dlatego w trosce o siebie oraz swoje rodziny wolą się zbadać.
W większości z 15 miejsc w Wiecznym Mieście i okolicach trzeba czekać kilka godzin na test. Wszystkie te punkty są oblężone od świtu, mimo że działają przez siedem dni w tygodniu. Można tam przyjechać własnym samochodem, taksówką lub na rowerze.
Czekają również osoby, które chcą poddać się testowi w związku z podróżą zagraniczną tam, gdzie jest to wymagane. Wtedy opłata wynosi około 70 euro.
W kolejkach do punktów drive-in porządku pilnują pracownicy szpitali, a także funkcjonariusze sił porządkowych, którzy patrolują rzędy aut roznosząc wodę i sprawdzając, czy ktoś nie potrzebuje pomocy z powodu złego samopoczucia lub wyczerpania upałem. Gdy w pojazdach czekają osoby starsze, są przepuszczane.
Chaos, tłok, nawet pięć godzin oczekiwania - tak wygląda sytuacja przed szpitalem w centrum stolicy, gdzie na posiew można przyjść pieszo.
Masowe, błyskawiczne testy na obecność koronawirusa przeprowadzane są też na rzymskich lotniskach Fiumicino i Ciampino. Tam także turyści wracający z wakacji w Hiszpanii, Grecji, Chorwacji i na Malcie stoją w kolejkach, ale nie tak długich, jak do punktów medycznych w mieście.