Jest duża szansa, że dziś skończy się wreszcie polsko-czeska wojna o kopalnię Turów. W piątek Warszawa i Praga wróciły do zerwanych niemal miesiąc temu negocjacji. Minister klimatu Anna Moskwa zapewniła, że Polska i Czechy są „w dobrym dialogu”, a do ustalenia pozostały szczegóły.

To, co na razie pozostaje nierozstrzygnięte między Polską a Czechami to zapisy dotyczące czasu trwania umowy i możliwości jej wcześniejszego wypowiedzenia - one były powodem wcześniejszego zerwania negocjacji. Tak naprawdę wygląda jednak na to, że potrzebne jest zielone światło od rządów, głównie w Czechach - tam ustalenia musi zaakceptować nowy gabinet, który jeszcze nie rządzi, ale niebawem przejmie władzę. Stąd weekendowa przerwa w negocjacjach. Wygląda jednak na to, że umowa nie budzi wątpliwości stron.

W ramach porozumienia Czesi wycofają wniosek z Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej o zamknięcie kopalni, a w efekcie elektrowni w Turowie.

Polska w zamian przeleje 15 milionów euro na konto czeskiego rządu i 35 milionów euro na konto przygranicznego samorządu liberackiego. Pieniądze pójdą na ochronę środowiska. Dodatkowo zagwarantujemy, że nie samowolnie nie poszerzymy kopalni ani o metr w stronę czeskiej granicy.

Jutro przed unijnym trybunałem rozprawa dotycząca kopalni Turów. Choć musi się ona odbyć, to lepiej pojawić się na niej z dobrym wiadomościami. Wówczas być może można by liczyć na wstrzymanie licznika kar dla polski - na dziś to 25 milionów euro.

Zaangażowanie polskich firm

W piątek dziennikarze RMF FM ustalili, że polski rząd zaangażował nasze firmy działające w Czechach do negocjacji w sprawie Turowa, zarówno prywatne, jak i państwowe. Władze uznały, że dobrym pomysłem jest wykorzystanie ich do poprawienia naszej pozycji negocjacyjnej. Polskie firmy robią bowiem w Czechach potężne zakupy. Na przykład kupują towary lub energię. W zależności od tego, czy z czeskim rządem się lubimy czy nie, to te zakupy mogą być większe lub mniejsze.

Przykładowo należący do Orlenu Unipetrol jest jedną z największych działających w Czechach firm. Działa tam także kilka spółek chemicznych. Wykorzystanie ich w negocjacjach - jak ustaliliśmy - przekonało Czechów do tego, by wreszcie zamknąć temat Turowa. 

Spór o Turów

Czesi od kilku lat sprzeciwiali się rozbudowie kopalni w Turowie, wskazując, że może mieć ona negatywny wpływ na poziom wód podziemnych, a tym samym doprowadzić do problemów z dostawami wody pitnej do kraju libereckiego.

Sytuację zaostrzyła zeszłoroczna decyzja polskiego Ministerstwa Klimatu. W marcu 2020 roku, mimo sprzeciwu Czechów, przedłużono koncesję wydobywczą na sześć lat.

Na przełomie lutego i marca 2021 roku Czechy złożyły pozew do TSUE przeciwko Polsce w związku z rozbudową górnictwa. Minister środowiska Richard Brabec zaznaczał, że to "ekstremalne rozwiązanie", ale nieuniknione. Podkreślał, że jeśli Polska zaakceptuje żądania Czech i wstrzyma rozbudowę, to pozew zostanie wycofany.

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej przychylił się do argumentów Czechów, że dalsze wydobycie węgla brunatnego w kopalni Turów do czasu ogłoszenia ostatecznego wyroku może mieć negatywny wpływ na poziom lustra wód podziemnych na terytorium czeskim. To może z kolei zagrozić zaopatrzeniu w wodę pitną po stronie czeskiej. Prezes zauważyła, że Polska zamierza ukończyć budowę ekranu przeciwfiltracyjnego dopiero w 2023 roku - to za późno. Dodatkowo potwierdza, że Polska zauważa problem.

TSUE tym samym nakazał Polsce natychmiastowe wstrzymanie wydobycia. Sprawa jest o tyle trudna, że węgiel z kopalni był głównym paliwem lokalnej elektrowni - wstrzymanie wydobycia będzie wiązało się także z wyłączeniem bloków. 

Gdy Polska nie zastosowała się do decyzji TSUE, Czechy wystąpiły o nałożenie na nią kary. Domagały się 5 mln euro kary dziennie. 

TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.


Opracowanie: