Według brytyjskiego dziennika "Guardian" syryjskie władze mogą zostać oskarżone o zbrodnie wojenne, po tym jak jeden z fotografów wojskowych zdezerterował i dostarczył dowody na wymordowanie przez reżim w Damaszku 11 tysięcy więźniów. Dowody dostarczone przez wojskowego fotografa dotyczą okresu od marca 2011 roku do sierpnia ubiegłego roku. Z informacji dziennika wynika, że pliki ze zdjęciami zostały wywiezione z Syrii i przekazane przez fotografa, który prosi aby nazywać go "Cezar".

"Cezar" przemycił zdjęcia z Syrii na kartach pamięci i dostarczył je przedstawicielom antyrządowej opozycji. Materiał fotograficzny został przeanalizowany przez trzech doświadczonych prawników, którzy w ciągu ostatnich 10 dni przeprowadzili też serię przesłuchań mężczyzny. Z informacji "Guardiana" wynika, że uznali go za wiarygodne źródło informacji.

Według grupy dochodzeniowej to "jasne dowody, które można zaprezentować przed sądem, na systematyczne tortury i mordowanie więźniów przez agentów syryjskich władz. Może to zostać wykorzystane do postawienia zarzutów syryjskiemu reżimowi o zbrodnie przeciwko ludzkości i zbrodnie wojenne".

"Guardiana" pisze, że raport liczący 31 stron został udostępniony ONZ, rządom i organizacjom broniącym praw człowieka.

"Cezar" powiedział w rozmowie z "Guardianem", że jego zadaniem w Syrii było fotografowanie ciał zabitych więźniów. Zaprzeczył jednak by był świadkiem tortur i egzekucji. Dziennie mogło być co najmniej 50 ciał do sfotografowania, co wymagało od 15 do 30 minut pracy nad jednym - mówił w rozmowie z gazetą.

Zdjęcia służyły syryjskim władzom jako dowód do wystawienia aktu zgonu, z pominięciem procedury identyfikacji zwłok przez rodzinę. Jednocześnie były wykorzystywane do potwierdzenia wykonania rozkazu egzekucji więźnia. Rodziny ofiar miały być informowane, że przyczyną śmierci ich bliskich był "atak serca" lub "problemy z oddychaniem".  

Dziennik informuje, że z analizy materiału dostarczonego przez dezertera wynika, że na 55 tysiącach zdjęć przedstawiono ciała 11 tysięcy ofiar reżimu Baszara el-Asada. Sam prezydent Syrii zaprzecza jakoby w Syrii dochodziło do zbrodni wojennych. Władze w Damaszku podkreślają natomiast, że prowadzą wojnę z terrorystami.

Trwający od trzech lat konflikt w Syrii pochłonął życie ponad 100 tys. ludzi. Szacuje się, że dodatkowo około 2 mln osób musiały opuścić kraj i 6,5 mln zmuszonych było do zmiany miejsca pobytu w kraju.

(mpw)