Polska przestrzeń powietrzna jest otwarta tylko dla samolotów, bez możliwości lądowania. W niedzielę została czasowo otwarta, ale ze względu pogarszającą się sytuację w związku z chmurą pyłu wulkanicznego, ponownie ją zamknięto. Podobnie jest w większości krajów Europy. Część lotnisk została otwarta tylko na kilka godzin.

W niedzielnych godzinach nocnych zdecydowaliśmy o ponownym ograniczeniu nieba nad naszym krajem. Jest nowa emisja chmury z pyłem wulkanicznym. Nie zamknęliśmy polskiej przestrzeni dla lotów tranzytowych. Jednak muszą one być wykonywane na pułapie powyżej 6,4 km, do odwołania - powiedział rzecznik Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej Grzegorz Hlebowicz.

Jak wyjaśnił poniżej 6,4 km mogą się odbywać loty na widoczność, czyli mogą je wykonywać m.in. samoloty wojskowe, policyjne, ratownicze, przewożące głowy państw.

Okęcie wygląda dziś zupełnie niecodziennie. Zamiast anonimowych tłumów widać tylko pojedyncze osoby, podejrzliwie obserwowane przez nieliczną obsługę. Podróżni są zagubieni, z różnych źródeł otrzymują bowiem sprzeczne informacje. Wielu z nich jest uziemionych na lotniskach już od kilkunastu godzin.

Po tym, jak pyły wydobywające się z wulkanu Eyjafjoell na Islandii zanieczyściły atmosferę, drastycznie ograniczając widoczność, ruch lotniczy prawie w całej Europie jest sparaliżowany. Popioły wulkaniczne mogą bowiem zagrażać bezpieczeństwu ruchu lotniczego.

Odwołane posiedzenie ministrów rolnictwa Unii Europejskiej w Luksemburgu oraz posiedzenia w Brukseli, groźba anulowania dzisiejszego posiedzenia Parlamentu Europejskiego w Strassburgu, miliony pasażerów uziemionych na lotniskach całej Europy - to tylko niektóre skutki erupcji wulkanu Eyafjoell.

Zobacz również:

Latać czy nie?

W związku z możliwym zagrożeniem, jakie stwarza chmura, Hiszpania organizuje telekonferencję unijnych ministrów transportu. Specjalna komisja ma ocenić wpływ chmury pyłu wulkanicznego na transport lotniczy i gospodarkę.

Zdaniem ekspertów najprościej byłoby, gdyby wulkan wstrzymał swoją aktywność, a wiatr rozgonił chmurę. Taki scenariusz jest możliwy, ale mało prawdopodobne rozwiązanie. Mówi się tylko, że pojutrze układ wiatrów może się nieco poprawić.

Warto przypomnieć jeszcze, że aktywność tego samego wulkanu 180 lat temu trwała aż dwa lata, a to raczej mało optymistyczna prognoza.

Jeśli sytuacja się nie poprawi, wtedy będziemy musieli się przekonać, na ile jesteśmy w stanie zaadaptować się do takich warunków. To nie tylko linie lotnicze, ale cała gospodarka zależna od dostaw towarów, przepływu ludzi. Pogarszająca się sytuacja linii lotniczych, wzrost cen, wzrost kosztów ubezpieczeń, wszystko to będzie miało znaczenie.

Traci cała gospodarka

Przez chmurę tracą nie tylko przewoźnicy, ale także porty lotnicze, firmy turystyczne i cała gospodarka - choćby dlatego, że na lotniskach utknęło wielu managerów. Eksperci szacują, że zakłócenia dotknęły nawet 6 milionów pasażerów na całym świecie.

Sama branża lotnicza traci dziennie 250 milionów dolarów, a to tylko koszt utraconych przychodów. Do tego trzeba doliczyć straty związane z utrzymaniem uziemionych na lotniskach maszyn i koszty pomocy pasażerom lotów, których loty zostały odwołane. Pasażerom należy się posiłek, nocleg i w przypadku odwołania lotu - zwrot pieniędzy. Międzynarodowe stowarzyszenie przewoźników lotniczych już mówi, że wybuch wulkanu spowoduje w branży większe straty niż 11 września.

Straty ponad bezpieczeństwo?

Chmura wulkanicznego pyłu wywołuje nerwowe reakcje, i to już nie tylko wśród pasażerów, którzy na całym świecie utknęli na różnych lotniskach. Nerwowo jest też w relacjach linie lotnicze - politycy. Tak jest na przykład w Niemczech, gdzie przewoźnicy poddają w wątpliwość sens zamykania przestrzeni powietrznej.

Lufthansa najmocniej skrytykowała służby powietrzne i odpowiedzialnego za nie ministra Petera Ramsauera za to, że zakaz jest wydawany na podstawie zbyt małej ilości danych. Największy niemiecki przewoźnik wprost zarzucił, że opieranie się wyłącznie na symulacjach komputerowych to za mało. Lufthansa, ale również inne linie - głównie z Frankfurtu - wysyłają maszyny na kontrolne loty, żeby sprawdzić, czy pył rzeczywiście jest szkodliwy. Piloci i mechanicy, którzy badają wracające samoloty, podobno nie widzą żadnych śladów zagrożenia.

Minister transportu odpowiedział natomiast równie zdecydowanie: To ja będę odpowiedzialny jeśli cokolwiek się stanie. Ramsauer odrzucił też możliwość wsparcia przewoźników z krajowego budżetu. Zaznaczył, że firmy lotnicze muszą być świadome tego, że zależą od pogody i natury.