Prokurator z Polski oraz funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego byli na Litwie: prowadzili tam - jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada - działania w śledztwie dotyczącym majowego wymuszenia przez Białoruś lądowania w Mińsku samolotu Ryanair. Polacy byli tam kilka tygodni temu.
Polscy śledczy razem z litewskimi pracowali w samolocie, który zmuszono do lądowania. Te czynności wykonywali w maszynie stojącej na wileńskim lotnisku. Zabezpieczali różne dowody, dokumenty, a także rejestratory - między innymi czarne skrzynki. Prokuratura ma więc oryginalny zapis korespondencji z białoruskimi kontrolerami z pokładowego rejestratora.
Z udziałem polskich funkcjonariuszy przesłuchano też wielu świadków, w tym uczestników lotu.
Jak dowiedział się reporter RMF FM, śledztwo w sprawie "użycia podstępu i groźby w celu przejęcia kontroli nad samolotem, spowodowania niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób oraz pozbawienia wolności załogi samolotu i pasażerów" prowadzi wspólny polsko-litewski zespół śledczy. Działania tego zespołu koordynuje Eurojust, czyli unijna agencja odpowiadająca za międzynarodową współpracę wymiarów sprawiedliwości.
Do uprowadzenia samolotu linii Ryanair doszło 23 maja. Wykonująca lot FR4978 z Aten do Wilna maszyna gwałtownie zmieniła kurs nad Białorusią, około 10 km od granicy z Litwą. Po wylądowaniu na lotnisku w Mińsku aresztowani zostali podróżujący samolotem Raman Pratasiewicz, były dziennikarz opozycyjnego wobec reżimu Alaksandra Łukaszenki kanału Nexta, i jego partnerka Sofija Sapiega. Obydwoje pozostają od tego czasu w areszcie.
Państwa zachodnie są przekonane, że władze Białorusi wymusiły lądowanie samolotu Ryanair groźbami i poderwaniem myśliwca. Działania Białorusi potępiło wiele rządów, w tym polski, zarzucając władzom w Mińsku złamanie prawa międzynarodowego, piractwo, "terroryzm państwowy" i "porwanie samolotu".
Mińsk twierdzi, że przyczyną awaryjnego lądowania była anonimowa informacja o bombie, podpisana przez "żołnierzy Hamasu", myśliwiec wystartował "dla pomocy", a to, że Pratasiewicz, którego władze nazywają "terrorystą", był na pokładzie, było zbiegiem okoliczności.
Na Białorusi po sfałszowanych wyborach prezydenckich z sierpnia 2020 roku zaczęły się protesty, na które reżim Alaksandra Łukaszenki odpowiedział przemocą i represjami.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Pratasiewicz oddaje hołd Łukaszence, Mińsk oskarża Warszawę. Kuriozalna konferencja