Polska przegrała w Trybunale Sprawiedliwości UE najważniejszą sprawę dotyczącą reformy sądownictwa, czyli związaną z ustawą o Sądzie Najwyższym. Trybunał uznał, że przepisy polskiego prawa dotyczące obniżenia wieku przejścia w stan spoczynku sędziów Sądu Najwyższego były sprzeczne z prawem Unii i naruszały zasady nieusuwalności oraz niezawisłości sędziów.
"Zastosowanie przepisów przewidujących obniżenie wieku przejścia w stan spoczynku sędziów Sądu Najwyższego narusza zasadę nieusuwalności sędziów, która jest nierozerwalnie związana z ich niezawisłością" - to fragment orzeczenia unijnego Trybunału Sprawiedliwości.
Wyrok jest precedensowy, chociaż Polsce nie grożą bezpośrednie konsekwencje np. w postaci kar. Trybunał ustanowił jednak na przyszłość kompetencje unijnych instytucji. Uznał, że Komisja Europejska ma prawo stawiać zarzuty państwu członkowskiemu w sprawie organizacji jego sądownictwa na podstawie Traktatu Unii (tutaj chodzi o art. 19 Traktatu), a nie tylko na podstawie prawa wtórnego czyli unijnych dyrektyw.
Ten wyrok zamyka przede wszystkim polskim władzom drogę powrotną do tego typu rozwiązań. Upada więc argument polskich władz stosowany przez ostatnie cztery lata, że Frans Timmermans nie miał prawa się mieszać w kwestie organizacji polskiego sądownictwa, bo jest to wyłączna domena państw członkowskich.
Jak powiedział naszej dziennikarce jeden z rozmówców z TSUE, to także sygnał na przyszłość dla wszystkich państw Unii, które by w podobny do Polski sposób chciały reformować swoje sądownictwo. Chodzi np. o takie kraje jak Rumunia.
Trybunał wyznaczył więc czerwoną linię, poza która kraje Unii nie mogą wychodzić, reformując swoje sądownictwo. Mniej istotną konsekwencją jest to, ze Warszawa poniesie koszta procesowe.