Prezes powierzył mi zadanie potwierdzenia, że otrzymaliśmy pański list. Mam też wyjaśnić, że jak długo polski Sąd Najwyższy nie wycofa swoich pytań prejudycjalnych, tak długo Trybunał będzie prowadził postępowanie w tej sprawie – taką odpowiedź na pismo, stwierdzające nieważność tego postępowania, otrzymał od Trybunału Sprawiedliwości UE szef Izby Dyscyplinarnej SN prof. Jan Majchrowski. Pisał do prezesa, odpisał mu zastępca sekretarza.
Kierujący Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego prof. Majchrowski w połowie października skierował do prezesa TSUE list. Stwierdził w nim, że sędziowie Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN nie byli upoważnieni do kierowania do Trybunału pytań prejudycjalnych w sprawach, w których to zrobili, bo sądem dla nich właściwym jest Izba Dyscyplinarna. Powołując się przy tym na przepisy polskiego kodeksu postępowania cywilnego prof. Majchrowski stwierdził, że "zachodzi w tym przypadku nieważność postępowania".
Kilka tygodni później, 7 listopada prof. Majchrowski skierował do prezesa TSUE Koena Lenaertsa kolejny list, w którym przedstawił swoje "stanowisko uzupełniające" - na kilku stronach dowodził, że zarejestrowanie i przejęcie do rozpatrzenia wspomnianych spraw "nastąpiło z oczywistą obrazą przepisów prawa".
Dwa dni po wysłaniu drugiego z pism prof. Majchrowski otrzymał odpowiedź na pierwsze z nich. Nie od prezesa TSUE Koena Lenaertsa, do którego wprost kierował korespondencję, ale od zastępcy sekretarza Trybunału Sprawiedliwości UE, Marca-Andre Gaudissarta:
Szanowny Panie Profesorze,
Prezes Trybunału powierzył mi zadanie potwierdzenia wpływu wystosowanego do niego przez Państwa pisma, a także wyjaśnienia, że dopóki do Trybunału nie wpłynie właściwy wniosek sądu odsyłającego o wycofanie odesłania prejudycjalnego, z którym wystąpiono na podstawie art. 267 TFUE, Trybunał jest zobowiązany dalej prowadzić postępowanie w trybie prejudycjalnym aż do czasu jego ukończenia.
Proszę przyjąć wyrazy zapewnienia o moim poważaniu.
Powołany do SN we wrześniu wraz z innymi sędziami Izby Dyscyplinarnej prof. Majchrowski domagał się od TSUE uznania, że to ta izba powinna rozpatrywać sprawy związane z pytaniami, o jakie rozpatrujący je sędziowie zapytali w sierpniu. Kiedy jednak Izba Pracy kierowała do TSUE pierwsze pytania prejudycjalne Izba Dyscyplinarna po prostu nie istniała, a Jan Majchrowski nie tylko nie był sędzią SN ale zaledwie przygotowywał się do przesłuchania przez KRS jako jeden z wielu kandydatów na sędziów.
Nie sposób nie zwrócić też uwagi na to, że pisma prof. Majchrowskiego kierowane były niezupełnie tam gdzie trzeba, bo wprost do prezesa TSUE. Mimo że dotyczyły konkretnych spraw toczących się przed Trybunałem - nie zostały opatrzone sygnaturami, świadczącymi o tym, że ich akurat dotyczą. Nie dotarły więc ani do sędzi sprawozdawcy w żadnej z nich, ani do prowadzącego je rzecznika generalnego TSUE. Utknęły w sekretariacie prezesa Lenaertsa.
I prezes TSUE zlecił poinformowanie polskiego sędziego SN, że jego listy dotarły, oraz wyjaśnienie mu, że niepotrzebnie się trudzi, bo w trwającym przed TSUE postępowaniu jego opinia jest zbędna i nie ma wpływu na nic.
To, że informację tę przekazał nawet nie sekretarz TSUE ale jego zastępca - z całym szacunkiem dla obu - także może mieć znaczenie.