To kapitan podjął autonomiczną i strategiczną decyzję o kontynuowaniu lotu do Warszawy, mimo że już 30 minut po starcie z Newark wiedział o usterce w samolocie.
W maszynie był jeszcze inny system, mogący wysunąć podwozie, elektryczny. Kapitan nie mógł mieć 100 procent pewności co do usterki. Chciał sprawdzić, czy zadziała elektryczny system. I chciał to zrobić na terenie Polski - oświadczył rzecznik Polskich Linii Lotniczych LOT Leszek Chorzewski. To była strategiczna decyzja kapitana, jak się okazało, bardzo słuszna - zaznacza.
Nad Warszawą okazało się, że samego podwozia nie udało się opuścić. Wtedy zapadła decyzja o lądowaniu awaryjnym.
Boeinga nad stolicą ubezpieczały dwa polskie wojskowe myśliwce F-16. Zanim nastąpiło lądowanie awaryjne, samolot latając spalał nadmiar paliwa, a służby lotniskowe przygotowały się do przyjęcia maszyny. Pas startowy pokryto specjalną pianą. Wezwano straż pożarną, karetki pogotowia.
Decyzję kapitana Tadeusza Wrony chwali redaktor i wydawca magazynu "RAPORT - wojsko, technika, obronność" Wojciech Łuczak. Decyzja była jak najbardziej prawidłowa i zgodna z procedurami bezpieczeństwa - ocenił. Zdaniem Łuczaka, spadek ciśnienia w instalacji hydraulicznej nie oznacza konieczności powrotu na lotnisko. Całe to wydarzenie pokazuje skalę doświadczenia lotniczego załogi - podsumował Łuczak.