"Mam nadzieję, że nie będzie trzeba przechodzić do planu B" - tak o sprawie szefa NIK Mariana Banasia mówił o poranku na antenie Polsat News rzecznik rządu Piotr Müller. Zaznaczył, że "w tej chwili nie ma żadnych decyzji" ws. planów legislacyjnych i że rząd ma nadzieję, że takie działania nie będą potrzebne. Müller skomentował również możliwość przekazania części kompetencji szefa NIK jego zastępcy. "To jest spotykane w wielu instytucjach" - stwierdził.
Nazwisko Mariana Banasia trafiło na czołówki medialnych doniesień po reportażu "Superwizjera" TVN, który m.in. ujawnił kontakty szefa Najwyższej Izby Kontroli ze znanymi w Krakowie przestępcami, który w wynajmowanej od Banasia kamienicy na krakowskim Podgórzu prowadzili pensjonat z pokojami na godziny. Reportaż nagłośnił również sprawę niejasności w oświadczeniach majątkowych szefa NIK, których kontrolę prowadziło już wtedy Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Kilka dni temu CBA poinformowało o zakończeniu kontroli oświadczeń majątkowych Mariana Banasia z lat 2015-19 i skierowaniu sprawy - z powodu stwierdzonych "nieprawidłowości" - do prokuratury.
Wczoraj natomiast Prokuratura Regionalna w Białymstoku wszczęła śledztwo dotyczące m.in. podejrzeń nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych i deklaracjach podatkowych Mariana Banasia.
Po emisji głośnego reportażu "Superwizjera" politycy Prawa i Sprawiedliwości długo stawali w obronie szefa NIK. Zmieniło się to dopiero w ostatnim czasie: od ubiegłego tygodnia politycy PiS publicznie domagali się dymisji Banasia.
W piątek Mateusz Morawiecki stwierdził wprost, że wnioski z raportu CBA powinny skłaniać prezesa NIK do dymisji, a "jeśli tak się nie stanie, mamy plan B".
Dzisiaj rano Piotr Müller zaznaczył w rozmowie z Polsat News, że oczekiwania rządu w sprawie Banasia są jasne, ale na tym etapie decyzja należy do szefa NIK, bo tylko on może złożyć dymisję. "Mamy nadzieję, że to się odbędzie" - dodał.
"Mam nadzieję, że nie będzie trzeba przechodzić do planu B przede wszystkim, ale jeżeli faktycznie w najbliższym czasie nic się nie zadzieje, to trzeba będzie zacząć rozmawiać o rozwiązaniach, które tę sprawę rozwiążą, albo niestety czekać na wyrok sądu" - powiedział rzecznik rządu.
W tym drugim wariancie, wskazał, sprawa może potrwać trochę dłużej.
Podkreślił, że - poza oczekiwaniem dymisji Banasia - na tym etapie nie zostały podjęte żadne działania, a rząd nie przewiduje dalszych działań poza planem B.
Zaznaczył także, że w kwestii planów legislacyjnych "w tej chwili nie ma żadnych decyzji", i że rząd ma nadzieję, że faktyczne działania w tym zakresie nie będą potrzebne.
"Tym bardziej, że - tak jak wspominaliśmy - jest to dosyć trudne w stosunku do obecnie obowiązujących przepisów" - dodał.
Pytany natomiast, czy byłaby możliwość przyznania części kompetencji szefa NIK jego zastępcy, Piotr Müller stwierdził, że z uwagi na przepisy konstytucyjne trudno jest pozbawić prezesa NIK kompetencji, "ale rozproszenie ewentualnie kompetencji pomiędzy poszczególne organy NIK... to jest spotykane w wielu instytucjach".
Zastrzegł, że nic mu na temat takiej koncepcji nie wiadomo, ale z punktu widzenia prawa jest to możliwe.
O ocenę ewentualnych zmian w prawie, które miałyby w założeniu pozwolić na odwołanie Mariana Banasia ze stanowiska szefa Najwyższej Izby Kontroli, dziennikarz RMF FM Patryk Michalski pytał dzisiaj prof. Ryszarda Piotrowskiego.
Konstytucjonalista nie pozostawił wątpliwości: ewentualne zmiany w ustawie o Najwyższej Izbie Kontroli lub w konstytucji będą "dotyczyły kolejnego prezesa NIK" - gdyby zaś zostały wykorzystane do odwołania Mariana Banasia, "byłoby to naruszenie konstytucji, która odsyła do ustawy, ale nie pozwala na odejście od zasady, zgodnie z którą nowe reguły nie są stosowane wstecz".
"Jeśli moglibyśmy przyjąć, że zmieniamy ustawę o NIK i wprowadzamy dodatkową przesłankę, to by oznaczało, że nie ma niezależności tej instytucji (...) - bo możemy w trakcie kadencji stworzyć taki standard, którego na początku nie było, a stosujemy go, bo przestaje nam się podobać kolejny urzędnik, i którego zastosowanie ma na celu wyeliminowanie tego urzędnika" - opisywał prof. Piotrowski.