Forum, na którym przeciwnicy umowy ACTA jeszcze tydzień temu umawiali się na wspólne ataki na strony rządowe, już nie istnieje. Jego twórcy przenieśli je na inny serwer, uciekając przed - jak usłyszał reporter RMF FM - nadmiernym zainteresowaniem "dzieci, które chciały pobawić się w hakerów". Nie znaczy to jednak, że niechęć do rządu wśród internautów już wygasła.
Protestujący przeciwko ACTA mówią wprost: działania rządu godzą w elementarne podstawy demokracji. Nie chodzi nawet o - skądinąd kontrowersyjne - zapisy samej umowy, ułatwiające prewencyjną inwigilację i zamieniające domniemanie niewinności na domniemanie winy, ale o sam tryb jej wprowadzania: po cichu i tylnymi drzwiami, jakby rząd z założenia traktował społeczeństwo jak przestępców. Nie jestem kryminalistą, nie jestem piratem, więc dla mnie to jest wręcz niedorzeczne - mówi młody przeciwnik umowy ACTA. Dlaczego rząd wcześniej nie informował nas, że będzie podpisywał jakiś międzynarodowy pakt? - wtóruje mu inny.
Początkowo zanosiło się na to, że ogromne oburzenie internautów nie przerodzi się w rzeczywisty sprzeciw na ulicach. Pierwsze, wtorkowe manifestacje w Warszawie, we Włocławku i Wrocławiu zgromadziły zaledwie kilkaset osób. Jednak w środę protesty zgromadziły już dziesiątki tysięcy uczestników. Rekordowy okazał się Kraków, w którym "stop ACTA" krzyczało około 15 tysięcy ludzi. W sumie w manifestacjach w całej Polsce wzięło udział - według ostrożnych szacunków - 30 tysięcy protestujących.
Premier powinien traktować te wystąpienia jako poważne ostrzeżenie. Jak bowiem powiedział jeden z uczestników protestu w Sopocie: "Tusk zraził do siebie najpierw kibiców, potem kierowców, a teraz internautów".
Jak się okazuje, młodzi użytkownicy internetu to także grupa, której nie można lekceważyć.