Były prezes Orlenu, obecnie europoseł PiS Daniel Obajtek stawił się we wtorek przed sejmową komisją śledczą ds. tzw. afery wizowej. Komisja pytała go o zatrudnianie obcokrajowców przy inwestycji Orlenu - Olefiny III. Obajtek powiedział, że nie powinien w ogóle stawać przed komisją, ponieważ to nie Orlen był odpowiedzialny za sprowadzanie pracowników. Stwierdził, że odpowiadał za to wykonawca inwestycji - konsorcjum Hyundai Engineering.

Komisja śledcza już trzykrotnie starała się przesłuchać Obajtka, ale za każdym razem nie stawiał się on na przesłuchanie, tłumacząc to prowadzeniem kampanii wyborczej do PE lub niezawiadomieniem go w sposób skuteczny. Po wyborach do europarlamentu deklarował, że jeśli komisja nadal będzie chciała go wezwać, to chętnie stawi się na przesłuchanie.

Obajtek - zgodnie z zapowiedziami - pojawił się we wtorek przed godz. 10 na posiedzeniu komisji.

Członkowie komisji śledczej zapowiadali wielokrotnie, że chcą go pytać o zatrudnianie obcokrajowców przy inwestycji spółki Olefiny III.

Z kolei Obajtek - jeszcze w czasie kampanii wyborczej - podkreślał, że pracownicy ci nie byli i nie są zatrudniani przez Orlen, ale przez wykonawcę inwestycji, konsorcjum Hyundai Engineering. W związku z tym - jak zaznaczał - wszelkie pytania komisja powinna kierować do przedstawicieli wykonawców.

To samo ogłosił dziś na wstępie członkom komisji, w ramach tzw. swobodnej wypowiedzi Jeżeli komisja dochodzi wszelkich starań, to powinien pan przewodniczący, poprzedni przewodniczący generalnie do Seulu wysłać polską policję, by ściągnęły prezesa Hyundaia, czy też prezesa firmy hiszpańskiej - powiedział. 

W Płocku znajduje się główny zakład produkcyjny Orlenu, największy w Polsce kompleks rafineryjno-petrochemiczny i jeden z największych w Europie. Umowę na budowę tam kompleksu Olefiny III koncern podpisał ze spółkami Hyundai Engineering z siedzibą w Seulu oraz z Tecnicas Reunidas z siedzibą w Madrycie w czerwcu 2021 r.

Obajtek: Orlen nie odpowiadał za tych pracowników

Obajtek na wtorkowym przesłuchaniu pojawił się bez pełnomocnika. Co chwilę podkreślał, że to nie on powinien odpowiadać przed komisją.

Z jednej prostej przyczyny, ponieważ Orlen, ani prezes Orlenu w żadnym wypadku nie zajmował się imigrantami nielegalnymi, a tak naprawdę takie inwestycje są wykonywane zgodnie ze standardami międzynarodowymi: konsorcjum, które wygrywa, ponosi odpowiedzialność za wszystkich zatrudnionych pracowników - podkreślił.

Jak dodał, gdyby komisja i jej poprzedni przewodniczący Michał Szczerba (KO) oraz obecny - Marek Sowa (KO) "wiedzieli o tym, to najpierw sprawdziliby w Orlenie".

Nikt z Orlenu nie sprawdzał imion, nazwisk ludzi, którzy wykonują (prace), od tego są inspekcje, które są w Polsce, nie może tego absolutnie robić Orlen. Orlen nie ma takiego prawa, by kogoś wylegitymować - podkreślił świadek.

Marek Sowa, przewodniczący komisji ds. afery wizowej (KO) przywołał dane, z których wynika, że przestrzeń mieszkalna dla pracowników, którzy budują Olefiny III, wynosiła 6 m kw. na osobę.

Nie ma pan pojęcia o tego typu inwestycjach. Orlen nie odpowiadał za tych pracowników. Jeżeli chodzi o warunki od tego jest Państwowa Inspekcja Pracy i inne inspekcje. Nie prezes Orlenu - odpowiedział Obajtek.

Na pytanie Marka Sowy, czy w sprawie sprowadzania pracowników z zagranicy kontaktował się z Piotrem Wawrzykiem, główną postacią afery wizowej, wiceministrem w MSZ Piotrem Wawrzykiem, Daniel Obajtek odparł:

Nigdy się nie widziałem z ministrem Wawrzykiem. Z Hamasem też się nie kontaktowałem.

"Nie można mylić nielegalnych imigrantów z pracownikami"

Podczas przesłuchania został wyświetlony fragment filmu z programu "Uwaga!" TVN dotyczący warunków, w jakich żyli obcokrajowcy, którzy przyjechali pracować przy tej inwestycji. Nie doczytał pan czegoś (...) Ten film był nakręcony 2 maja 2024 roku, gdzie od czterech miesięcy nie byłem już prezesem Orlenu - skomentował Obajtek.

Mówił też, że inwestycja nadal jest realizowana, więc jeśli "były materiały prasowe z maja 2024 r., to przed komisję również powinien być poproszony urzędujący prezes Orlenu".

Świadek akcentował też, że nie można mylić nielegalnych imigrantów z pracownikami, którzy pracują. To tak jakby Polakom powiedzieć, że jak pracują za granicą są nielegalnymi migrantami. To jest samo w sobie skandalem - powiedział.

Obajtek mówił też o sytuacji Orlenu, kiedy zaczynał nim kierować. Jak przekonywał, spółka była w fatalnym stanie. Zyski, które wypracował przez osiem lat, to były zyski, które nie pozwoliły na żaden proces inwestycyjny. To były zyski, które spychały Orlen z mapy jako firmy, która w tym regionie ma jakiekolwiek znaczenie - mówił. 

Dodał, że Orlen pod jego zarządem zaczął działania, by to naprawić.

Odnosząc się do Olefin III, wskazał, że to strategiczna inwestycja dla całego regionu. Jak powiedział, na wszystkich inwestycjach w Polsce, które rozpoczął Orlen pracuje ok. tysiąc polskich firm. W piku to jest około 12 tys. ludzi, jeśli chodzi o Płock i prowadzenie tej inwestycji - dodał.

"Od tego jest polska prokuratura i prawo"

Marek Sowa (KO) pytał Obajtka czy wie, jak oceniania była współpraca przedstawicieli Orlenu, którzy pośredniczyli w załatwianiu wiz w Indiach. Jeżeli ktoś wykonywał coś niezgodnie z prawem, to od tego jest polska prokuratura i prawo, by odpowiednio go ukarać. Ja takiej wiedzy nie mam, nie posiadam. Moim obowiązkiem było, żeby ta inwestycja była dokończona - odpowiedział były prezes Orlenu.

Odpowiadając na pytanie, czy obcokrajowcom była gwarantowana umowa na polskich warunkach, Obajtek odpowiedział, że było to finansowanie projektowe. 

Przy finansowaniu projektowym pragnę zaznaczyć, że musiały być spełnione wszystkie standardy prawa, zarówno jeżeli chodzi o zatrudnienie przez Hyundai, jak i przez Orlen - powiedział Obajtek.

Przewodniczący komisji pytał Obajtka o to, dlaczego nie zagwarantował, żeby udział w tej inwestycji mieli polscy pracownicy. Były prezes Orlenu odparł, że było to zagwarantowane. W tej inwestycji uczestniczyło między 50 a 60 procent firm polskich i polskich podwykonawców - oświadczył Obajtek.

Sporą część dyskusji stanowiły utarczki słowne i wzajemne złośliwości. "Jest pani tak nabuzowana, że to coś niesamowitego" - usłyszała w pewnym momencie posłanka Maria Janyska, wiceprzewodnicząca komisji.  

"Orlen musi mieć kontakt z władzą"

Przemysław Witek (KO) pytał świadka, czy ktoś z Orlenu mógł "wykonać pewne ruchy" w kierunku MSZ, by ułatwić procedurę i zainicjować działania zmierzające do uproszczenia procedury wizowej.

Jeśli nawet tak było, to pracownicy Orlenu chcieli dobrze. Uproszczenie procedur, czy też jakiekolwiek prośby z naszej strony do ministerstwa nie oznaczały, że ktoś ma łamać prawo w tym zakresie. To mogła być chęć dobrej woli generalnie, by byli pracownicy, którzy mogli kontynuować tę inwestycję. To ministerstwo ocenia jak uprościć, żeby standardy został zachowane - zaznaczył. Nie ma czegoś takiego: prosimy o trzy tysiące ludzi, zrezygnujcie z procedur - dodał.

Obajtek wskazywał ponadto, że w przypadku tak dużej firmy jak Orlen musi też działać dyplomacja. Wskazywał w tym kontekście na regulacje międzynarodowe.

Przyznał też, że dziwił się wypowiedziom mówiącym, że Orlen jest polityczny. Orlen musi generalnie, w pewnej części, mieć kontakt z władzą, która zarządza krajem z jednej prostej przyczyny. Bo to jest bezpieczeństwo i dyplomacja. Kontakt z MSZ czy też z MSWiA czy też z premierem musi być. Jeżeli tego kontaktu nie ma, to nie ma przepływu informacji w ogóle o gospodarce europejskiej - tłumaczył. Podkreślił, że nikt nikogo nie zmuszał do tego, by ktoś komuś dawał wizy nielegalnie.

Poseł Witek pytał też świadka, czy rozmawiał na ten temat z b. szefem MSZ Zbigniewem Rauem.

Obajtek odpowiedział, że z Rauem rozmawiał, ale o kwestiach litewskich, gdyż Orlen ma tam jedną z większych inwestycji. Dodał, że z Rauem rozmawiał też, w momencie kiedy wyjeżdżał za granice w różne kierunki. Pan minister kierował mnie do poszczególnych ambasadorów, bo nie wyobrażałem sobie wyjazdu za granicę, jeżeli mamy robić biznesy, jeżeli nie kontaktuję się z polskimi ambasadorami w tej sprawie. Uważam, że to polityka musi zrobić miejsce dla biznesu. Byłoby to niesmaczne, przyjechać do danego kraju i nie rozmawiać z ambasadorem - tłumaczył.

Zaznaczył, że z Rauem nie rozmawiał o kwestii zatrudniania pracowników na Olefiny III. Z jednej prostej przyczyny, to nie było moją kompetencją - oświadczył.

Poseł Witek pytał też świadka, czy pion bezpieczeństwa Orlenu alarmował, że w przypadku uproszczonej procedury wizowej na inwestycji mogą pojawić się niepożądani pracownicy. Obajtek zeznał, że takie ryzyka były zdefiniowane. Dodał, że wielokrotnie rozmawiał na ten temat z szefem bezpieczeństwa i nie chodziło tylko o zabezpieczenie inwestycji, ale też mieszkańców Płocka.

Wskazał, że dyrektor pionu miał na pewno kontakt ze służbami, w tym policją oraz samorządami. Relacjonował, że spółka przeznaczyła środki m.in. na doposażenie policji w sprzęt, by były wzmocnione patrole i by gwarantować bezpieczeństwo mieszkańcom Płocka. Mieliśmy też wymagania w tym zakresie do firmy Hyundai, by to miasteczko było odpowiednio zabezpieczone - dodał świadek.

Obajtek: Ci ludzie mieli umowy o pracę

Maciej Konieczny (Lewica) pytał z kolei, czy gdyby pracownicy, których zatrudniał Hyundai, pracowali zgodnie z polskim prawem, w oparciu o umowę o pracę, gdyby mieli płacone nadgodziny, prawo do L4, czyli cieszyli się wszystkimi prawami, które powinni mieć pracownicy w Polsce, to czy to byłoby wykonalne w ramach kosztów.

Obajtek odparł, że oczywiście tak. Przecież tak naprawdę to, o co państwo mnie pytacie w większości, to są doniesienia medialne, które w żadnym wypadku, w większości, nie są prawdziwe. Bo (...) ci ludzie mieli umowę o pracę".

Konieczny mówił, że relacje medialne i liczne świadectwa wskazywały, że podwykonawcy Hyundaia zatrudniali ludzi na czarno bądź na umowy cywilnoprawne i że pracownicy nie mieli płacone za nadgodziny. Dodał, że w ten sposób była to także nieuczciwa konkurencja wobec polskich pracowników.

Na ten temat rozmawiałem z panią prezes Hyundaia, ponieważ oni odpowiadają za podwykonawców, i wyraźnie powiedziałem, że jeżeli wpłynie do mnie jakakolwiek skarga, to będę działał. Bardzo mocno patrzyliśmy, żeby nie powtórzył się casus z polskimi drogami i żeby podwykonawcy mieli płacone, więc podwykonawcy byli doskonale zabezpieczeni umowami. Niejednokrotnie rozmawiałem z panią prezes, której niejednokrotnie mówiłem, że generalnie, żeby szanować prawo pracy. Zostałem zapewniany, że jest szanowane prawo pracy - wyjaśnił Obajtek.

Konieczny pytał, czy Polacy nie pracowali na tej budowie dlatego, że warunki pracy były nieakceptowalne z polskiej perspektywy. Obajtek powiedział, że "tam pracowało, że około 50-60 procent Polaków". Dopytywany czy ma na myśli firmy polskie czy Polaków, odparł, że Polaków. Mówił, że przy całej inwestycji mogło pracować nawet 70 proc. Polaków.

Obajtek powiedział też, że znając podejście niektórych członków komisji, "nie postawilibyście państwo żadnej inwestycji mając takie podejście, jakie macie w Polsce". Na uwagę Koniecznego, że to podejście to przestrzeganie polskiego prawa, Obajtek odparł, że od tego są polskie instytucje. 

Są instytucje pracy i inne, które mają prawo to nadzorować. To nie było miasto eksterytorialne w państwie Orlen - mówił.

B. prezes Orlenu: To nie był obóz pracy

Aleksandra Leo (Polska 2050) pytała świadka o kwestie miasteczka pracowników Olefiny III i warunków tam panujących. Obajtek zapewniał, że "tam nie był żaden obóz pracy". Byłem na tego typu inwestycjach i w kraju i za granicą, i wszędzie tak inwestycje wyglądają - mówił.

Może w krajach trzeciego świata - odpowiadała Leo. 

Z tą opinią nie zgodził się świadek. 

Na ośmiu metrach kwadratowych mieszkało po trzy, cztery osoby. Więc niech pan tu nie wciska, że to są warunki, które panują wszędzie. Czy panu nie wstyd jako byłemu prezesowi, że pan tego nie dopilnował? - pytała posłanka.

Ale jaki to ma związek? Pani wyjedzie na każdą inwestycję, nawet na budowę dróg w Polsce, to są te same kontenery. O czym pani do mnie mówi? - ripostował Obajtek.

Miasteczko, które powstało było zgodnie ze standardami. Do mnie nie spłynęły żadne dokumenty, żadnych inspekcji państwowych, które by podważały tak naprawdę standardy tego" - zapewniał były szef Orlenu.

Białe zęby i botoks

Posłanka Leo pytała też o doniesienia dotyczące dzieci na inwestycji. Proszę państwa, opowiadacie o jakichś fikcjach. Nie powiecie mi konkretnie, ile tych osób było i jak było. Opowiadacie o doniesieniach prasowych dwóch mediów, które nie są sprawdzone - mówił świadek.

Obajtek tłumaczył, że jeśli dwoje rodziców starało się o wizę i przyjazd do Polski, "to chyba dziecka nie zostawili za granicą". 

Ja to sprawdzałem, proszę panią - mówił Obajtek.

Proszę "pani" - poprawiła go Leo.

Mogę sobie mówić dialektem, proszę panią. Wprowadziliście gwarę śląską, może być gwara małopolska. Czemu mi tego pani zabrania? - pytał Obajtek.

Leo zarzucała świadkowi, że "chojraczy sobie na mediach społecznościowych, błaznuje sobie tutaj na komisji". 

Może pan dowolnie sobie szczerzyć te swoje słynne sztuczne zęby - kontynuowała Leo. 

A pani swój botoks- ripostował Obajtek. 

Nie, nie, to pan ma botoks za publiczne pieniądze - odpowiedziała Leo.

Ja na pana miejscu przeklinałabym dzień, w którym pan opuścił Pcim - dodała posłanka. 

Pani obraża miejscowości, a nie wiem skąd pani wyszła - odpowiedział Obajtek.

Sytuacje próbował uspokoić przewodniczący komisji Marek Sowa: Proszę zaprzestać wycieczek do członków komisji. Pana obowiązkiem jest tylko i wyłącznie odpowiadać na pytania. A pan ciągle tutaj za każdy razem próbuje zachowywać się inaczej. Nie odpowiada na pytania, uchyla się od jakiejkolwiek odpowiedzi.

Posłanka Leo na zakończenie swojej serii pytań stwierdziła, że zagadką jest dla niej, że "taka osoba jak pan, bez żadnych kompetencji, bez żadnej kultury, co pan już pokazał, kierowała Orlenem". 

Obajtek: Hucpa polityczna

Obajtek został zapytany przez członka komisji Bartosza Kownackiego (PiS) o to, czy wie po, co przyszedł na tę komisję. Tak naprawdę, to szczerze nie wiem po co tu przyszedłem - odpowiedział.

Zwrócił uwagę, że przez kilka miesięcy w Orlenie nie zostały podjęte żadne strategiczne decyzje. A ja muszę tu przychodzić i tłumaczyć się z czegoś, co tak naprawdę robiliśmy dla dobra gospodarki - powiedział Obajtek.

Myślałem, że zobaczę tu dokumenty, a dzisiaj komisja opiera się na doniesieniach medialnych. Więc tak naprawdę, jest to nic innego, jak hucpa polityczna - ocenił b. prezes Orlenu.

Poseł PiS pytał też Obajtka, czy według niego pytania zadawane przez tworzących większość tej komisji mogą szkodzić Orlenowi. 

Tak i odpowiem państwu dlaczego mogą szkodzić Orlenowi. Żaden poważny inwestor międzynarodowy nie będzie chciał inwestować z Orlenem z jednej prostej przyczyny - jeżeli w sprawie inwestycji na komisję śledczą zaprasza się prezesa Orlenu, to proszę państwa, kto będzie chciał z Orlenem robić jakiekolwiek biznesy? - pytał Obajtek.

Członkowie komisji skończyli zadawać pytania Danielowi Obajtkowi o godz. 13.

Kolejne przesłuchania

Komisja śledcza podczas wtorkowego posiedzenia planuje przesłuchanie jeszcze dwóch osób: Pawła Majewskiego i Macieja Lisowskiego.

Majewski był zastępcą dyrektora biura prawnego i zarządzania zgodnością MSZ. Nadzorował wizytację polskiej placówki w Mumbaju w Indiach po tym, jak konsulowie odmówili wydania wiz dla grupy 83 osób podających się za filmowców.

Z kolei Lisowski jest prezesem agencji zatrudnienia i dyrektorem fundacji Lex Nostra. Był też asystentem społecznym byłego wiceministra rolnictwa Lecha Kołakowskiego. Z prac komisji śledczej wynika, że Kołakowski interweniował w sprawie wiz dla osób z zezwoleniem na pracę wydanych na wniosek agencji zatrudnienia Lisowskiego. Kołakowski podnajmował od niego za 50 zł miesięcznie lokal na biuro poselskie. Lisowski zajmował się też sprawami poselskimi Kołakowskiego. Były wiceminister zapewnił przed komisją, że nie miał żadnych korzyści za pomoc w uzyskiwaniu wiz.

Komisja śledcza ds. afery wizowej bada nadużycia, zaniedbania i zaniechania w zakresie legalizacji pobytu cudzoziemców w Polsce w okresie od 12 listopada 2019 r. do 20 listopada 2023 r.