Strategia frontu republikańskiego przeciwko skrajnie prawicowemu Zjednoczeniu Narodowemu zaczyna przynosić efekt. Ostatni sondaż ośrodka Harris Interactive pokazuje, że oddala się perspektywa, w której partia Marine Le Pen zdobędzie większość bezwzględną w parlamencie. Francuskie MSW opublikowało w środę dane, które jasno wskazują, że stronnictwo skupione wokół Emmanuela Macrona jest skonsolidowane. To jednak może oznaczać w dłuższej perspektywie, że Francja staje w obliczu całkowitego paraliżu politycznego.

Z oficjalnej listy kandydatów do 2. tury wyborów parlamentarnych we Francji, opublikowanej w środę przez francuskie MSW, wynika, że 224 kandydatów zrezygnowało z udziału, mimo że po pierwszej turze zakwalifikowali się do wyborczej dogrywki zaplanowanej na 7 lipca.

To efekt strategii partii lewicowych i centrowych, które wezwały do wycofania części kandydatów, by w ten sposób uniemożliwić skrajnie prawicowemu Zjednoczeniu Narodowego (ZN) zdobycie większości bezwzględnej w parlamencie.

Po pierwszej turze, która odbyła się 30 czerwca, aż w 306 okręgach wyborczych zakwalifikowało się do drugiej tury nie dwóch, ale trzech kandydatów. Przyczyniła się do tego wysoka frekwencja. Dla porównania, w wyborach 2022 roku, gdy frekwencja była niższa, takich sytuacji było tylko osiem.

W obawie przed dominacją ZN partie lewicy i centrum zaczęły wycofywać tych spośród swoich kandydatów, którzy w pierwszej turze uplasowali się na trzecich miejscach w okręgach wyborczych. Jak wynika z danych MSW, w rezultacie liczba pojedynków między trzema kandydatami spadnie w drugiej turze z 306 do 89.

W większości okręgów - 409 - druga tura będzie w rezultacie starciem tylko dwóch kandydatów - informuje dziennik "Le Monde".

Strategia przynosi efekty - na razie w sondażach

Zgodnie z sondażem ośrodka Harris Interactive oddala się perspektywa, że skrajna prawica zdobędzie większość bezwzględną w parlamencie Francji w drugiej turze wyborów parlamentarnych. Może ona liczyć na 190-220 mandatów. Większość bezwzględna to 289 miejsc.

Sondaż opublikował w środę tygodnik "Challenges". 220 miejsc to "daleko do większości z 289 deputowanymi, która pozwoliłaby Jordanowi Bardelli (szefowi Zjednoczenia Narodowego) objąć urząd premiera" - podkreślił tygodnik.

Na drugim miejscu w sondażu plasuje się Nowy Front Ludowy (NFP) - sojusz partii lewicowych. Może on uzyskać od 159 do 183 mandatów. Centrowe partie skupione wokół prezydenta Emmanuela Macrona mogą liczyć na 110-135 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym (niższej izbie parlamentu).

ZN wygrywa, ale nie ma większości. Co wtedy?

Odpowiedzi jednoznacznej na to pytanie nie ma, mamy za to do czynienia z szeregiem scenariuszy politycznych, wśród których bardzo prawdopodobnym jest całkowity paraliż państwa.

Francuska konstytucja stanowi, że premiera mianuje prezydent, ale nie precyzuje dokładnych kryteriów decyzji. Emmanuel Macron - jak się przewiduje - może zaproponować stanowisko szefa rządu wiodącej w parlamencie partii. Wszystko wskazuje na to, że będzie to Zjednoczenie Narodowe, które poinformowało, że jej kandydatem na premiera jest Jordan Bardella.

Bardella jednak zapowiedział, że odrzuci posadę, jeżeli jego partia nie uzyska większości bezwzględnej (289 mandatów). Konstytucja Francji nie nakłada na Macrona obowiązku wskazania premiera z partii, która zdobyła najwięcej mandatów. Prezydent może więc - w teorii - próbować stworzyć rząd anty-ZN i zaproponować stanowisko szefa rządu komuś z lewej strony politycznego spektrum. Wówczas socjaliści, Partia Zielonych i skrajna lewica (Francja Nieujarzmiona) mogłyby spróbować stworzyć rząd mniejszościowy. W praktyce, tarcia wewnątrz francuskiej lewicy, a także między obozem Macrona i największymi lewicowymi radykałami są tak duże, że ten scenariusz będzie trudny do zrealizowania.

Może się więc okazać, że żadna grupa nie będzie w stanie stworzyć koalicji i rządu. Wówczas Francja narazi się paraliż polityczny i brak możliwości wprowadzania większości przepisów. Sprawami codziennymi musiałby zająć się rząd tymczasowy. Owa "tymczasowość" nie byłaby jednak krótka. Konstytucja stanowi, że w przyszłym roku nie można będzie przeprowadzić nowych wyborów parlamentarnych, więc natychmiastowe powtórzenie głosowania nie wchodzi w grę.

Jest też opcja atomowa - czyli rezygnacja z urzędu samego Emmanuela Macrona. Sam prezydent jednak odrzuca do tej pory taką możliwość, a ani rząd, ani parlament nie będą w stanie go do tego zmusić.