We Francji trwa cisza wyborcza przed jutrzejszą drugą turą przedterminowych wyborów parlamentarnych. Większość sondaży wskazuje na ponowną wygraną skrajnej prawicy. Korespondent RMF FM, Marek Gładysz zauważa, że wyniki mogą nie pozwolić jej uzyskać bezwzględnej większości w Zgromadzeniu Narodowym.
9 czerwca francuska prawica wygrała wybory do Parlamentu Europejskiego. Tego samego dnia Emmanuel Macron ogłosił, że rozwiązuje parlament i rozpisuje przedterminowe wybory. Francuzi zagłosują już w niedzielę, 7 lipca.
Korespondent RMF FM, Marek Gładysz informuje, że większość ekspertów podkreśla, że nawet jeśli skrajna prawica nie uzyska bezwzględnej większości w Zgromadzeniu Narodowym, wiele będzie zależeć od tego, ile mandatów poselskich do uzyskania tej większości jej zabraknie.
Jeżeli będzie to kwestia tylko kilku czy kilkunastu mandatów, Jordan Bardella - 28-letni szef założonego przez Marine Le Pen ugrupowania Zjednoczenie Narodowe - przyjmie prawdopodobnie misję stworzenia nowego rządu i będzie próbował przeciągnąć na swoją stronę na przykład część posłów umiarkowanej prawicy.
Jeśli natomiast skrajnej prawicy zabraknie około pięćdziesięciu mandatów poselskich, Bardella nie podejmie się próby stworzenia nowego rządu, bo już to zapowiedział. Wtedy Francji może grozić paraliż polityczny.
Z badania Ipsos Talan, które przeprowadzono 3 i 4 lipca, a opublikowano 5 lipca - dwa dni przed drugą turą wyborów - wynika, że scena polityczna dzieli się na trzy bloki.
Skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe, którego przewodniczącą jest Marine Le Pen, w przyszłym parlamencie Francji może liczyć na 170-205 mandatów.
Lewicowy Nowy Front Ludowy natomiast na 145 do 175 miejsc.
Na trzecim miejscu jest obóz prezydenta Emmanuela Marcona, który może liczyć na 118-148 miejsc.
Z sondażu wynika również, że w niedzielę do urn wyborczych zamierza udać się 66-70 proc. obywateli. Przed pierwszą turą 30 czerwca zamiar ten deklarowało 66 procent.
