Poseł Koalicji Obywatelskiej Roman Giertych, ukarany przez Donalda Tuska zawieszeniem za to, że nie zagłosował za projektem Lewicy ws. aborcji, w obszernym wpisie w mediach społecznościowych wyjaśnił, dlaczego zdecydował się na taki krok. "Jeszcze nigdy nie było tak niechlujnego, nierozsądnego, a wręcz w niektórych punktach groźnego dla kobiet projektu ustawy" - ocenił parlamentarzysta.

Tusk dyscyplinuje posłów po przegranym głosowaniu

Sejm w piątek nie uchwalił ustawy dekryminalizującej pomoc w aborcji. Za głosowało 215 posłów, przeciw uchwaleniu było 218 posłów. Wstrzymało się 2, a nie głosowało 23.

W głosowaniu nie wzięło udziału trzech posłów Koalicji Obywatelskiej: Krzysztof Grabczuk, Waldemar Sługocki i Roman Giertych. Ten ostatni był w Sejmie. 

"To nie było zwykłe głosowanie. Poseł Grabczuk w szpitalu - jest usprawiedliwiony. Posłowie Giertych i Sługocki zostaną zawieszeni w klubie poselskim i pozbawieni funkcji (wiceprzewodniczącego klubu i wiceministra)" - napisał w mediach społecznościowych premier Donald Tusk.

Warto zauważyć, że wiceminister rozwoju i technologii Waldemar Sługocki przedstawił publicznie swój powód nieobecności na głosowaniu. ""Spowodowana jest podróżą służbową do USA, zaplanowaną kilka miesięcy temu" - napisał na platformie X. "Wielokrotnie w swych wypowiedziach podkreślałem potrzebę depenalizacji aborcji. Jestem przekonany, że projekt wróci do Sejmu i uzyska większość" - dodał.

Giertych: Aborcję wykonywałby znachor

W obszernym wpisie w mediach społecznościowych Giertych zapewnił, że z pokorą przyjmuje decyzję Tuska. Jednocześnie postanowił szerzej opisać motywy swojego postępowania. 

"Projekt autorstwa pani poseł Anny Marii Żukowskiej z Lewicy przeczytałem dopiero w poniedziałek. Jeszcze nigdy nie było tak niechlujnego, nierozsądnego, a wręcz w niektórych punktach groźnego dla kobiet projektu ustawy. Nie mówiąc już o tym, że jeszcze nie było projektu, który wprowadzałaby taką wolną amerykankę w sprawach aborcji" - napisał były lider Ligi Polskich Rodzin. Rozwinął tę wypowiedź, przywołując szczegóły projektu. 

"Ustawa zakładała wykreślenie art. 152 par. 1 i 2 kodeksu karnego, czyli absolutną dowolność wykonywania aborcji na życzenie do 12. tygodnia. Aborcji może dokonać każdy, byle nie lekarz (autorki nie wykreśliły bowiem art. 4a ustawy mówiącej o warunkach przerywania ciąży, który lekarzowi pozwala na dokonanie aborcji wyłącznie w przypadkach tam wymienionych). Oczywiście oznaczałoby to, że w większości przypadków aborcję wykonywałby znachor" - analizował Giertych - z zawodu adwokat. "Jednocześnie ustawa wykreślała art. 154 par. 1 kk, czyli uchylała odpowiedzialność karną za śmierć kobiety wynikłą z dokonanej  przez kogoś aborcji.  Przecież to jest szaleństwo! Zakazywać lekarzom, zezwalać szamanom i zwalniać ich z odpowiedzialności karnej za błąd?" - zwracał uwagę.  

"Ustawa wprowadza symboliczną de facto karę za dokonanie aborcji do momentu porodu. Przy pierwszym czynie byłoby to w praktyce ograniczenie wolności. Nigdy nie było tego w programie KO" - napisał Giertych. "Ustawa wprowadza dowolność interpretacyjną, która w przypadku, gdyby prawica doszła do władzy, mogłaby doprowadzić do zupełnie odwrotnego od zamiaru autorek interpretowania jej zapisów i wymierzania kar dożywocia za aborcję" - sugerował. 

W dalszej części wpisu były minister edukacji przyznał, że swoje wątpliwości zasygnalizował późno - w środę - na posiedzeniu prezydium klubu KO. Dodatkowo skonsultował się z "adwokatkami, które były ekspertkami na komisji". Te ostatnie nazwał "młodymi i sympatycznymi, ale bardzo pewnymi siebie prawniczkami". Stwierdził też wprost, że to, co od nich usłyszał sprawiło, że poczuł, iż dalsza rozmowa nie ma sensu. 

"Tak jak powiedziałem, karę zawieszenia przyjmuję z pokorą. Może dobrze mi zrobi, bo pracowałem ostatnie miesiące w sposób wyczerpujący" - podsumował Giertych. 

"Nie można głosować na konserwatywnych polityków i dać się zwieść ich złudnym obietnicom"

Na razie na zarzuty Giertycha wobec projektu ustawy ws. aborcji nie odpowiedziała przywołana przez niego z nazwiska posłanka Lewicy Anna Maria Żukowska. Jej ugrupowanie już zadeklarowało, że ponownie złoży odrzucony w piątek projekt. 

Będziemy go składać do skutku. Wtedy, kiedy będzie uchwalony, będzie nadzieja na dalszą liberalizację przepisów dotyczących prawa do przerywania ciąży - wskazała Żukowska. Zwróciła uwagę, że w piątkowym głosowaniu zabrakło "tylko czterech głosów". Może jednak uda się skruszyć sumienia kilku osób z Polskiego Stronnictwa Ludowego - powiedziała.

Dzisiejsze głosowanie pokazuje jasno, że nie można głosować na konserwatywnych polityków i dać się zwieść ich złudnym obietnicom o tym, że da się upilnować tego, czy tamtego posła - oceniła inna posłanka Lewicy - minister ds. równości Katarzyna Kotula.