W czasie wtorkowej konferencji w Mar-a-Lago na Florydzie prezydent USA Donald Trump poświęcił sporo miejsca sytuacji na Ukrainie. Odrzucił pretensje władz w Kijowie związane z faktem, że zabrakło dla nich miejsca na rozmowach o zakończeniu wojny. "Mogli mieć miejsce od trzech lat, jak też dużo wcześniej. To można było rozwiązać bardzo łatwo. Przeciętny negocjator mógłby to wszystko rozwiązać lata temu" - przekonywał amerykański przywódca. "Myślę, że mam moc, by zakończyć tę wojnę" - ocenił. Trump przyznał też, że jeszcze w tym miesiącu może się spotkać z Władimirem Putinem.

REKLAMA

Donald Trump był pytany m.in. o ocenę rozmów amerykańskiej i rosyjskiej delegacji, które odbyły się w Rijadzie.

Rozmowy były bardzo dobre. Rosja chce coś zrobić, chce zatrzymać okrucieństwo - przekonywał amerykański przywódca. To bezsensowna wojna. Nie powinna mieć miejsca. Nie doszłoby do niej, gdybym był prezydentem - zapewniał.

Czy w ramach porozumienia z Putinem Trump byłby gotowy wycofać amerykańskich żołnierzy z Europy? Nikt mnie o to nie prosił. Nie chciałbym tego robić - podkreślał. Zapewnił jednocześnie, że ta kwestia nigdy nie pojawiła się na agendzie.

Amerykański prezydent przyznał, że nie ma nic przeciwko wysłaniu europejskich żołnierzy na Ukrainę w ramach gwarancji bezpieczeństwa dla tego kraju. Jeśli oni chcą to zrobić, to świetnie. Jestem za. (...) Wiem, że Francja o tym wspomniała. Inni o tym wspomnieli - mówił Trump. My nie będziemy musieli tam niczego umieszczać, ponieważ jesteśmy bardzo daleko - dodał.

Trump poparł też rosyjskie sugestie, że na Ukrainie powinny się odbyć wybory. Cóż, mamy sytuację, w której nie mieliśmy wyborów na Ukrainie, gdzie mamy stan wojenny (...) Mamy przywódcę, który - nie chcę tego mówić, ale ma 4 proc. poparcia. I ma kraj, który został rozwalony na kawałki - opisywał. Jego zdaniem w niektórych ukraińskich miastach jest procentowo więcej zniszczonych budynków niż miejscowościach w Strefie Gazy.