Wiele osób irytuje trwająca już rywalizacja kandydatów do prezydentury: odbywają się spotkania z wyborcami w terenie oraz widowiskowe konwencje partyjne, drukowane są tzw. bannery. Wszyscy doskonale wiedzą, że to, co nazywamy prekampanią, to ewidentnie część procesu wyborczego, tyle że nieoficjalna. Jako zjawiska nieujętego w żadnych przepisach nie można jej uznać za nielegalną.

REKLAMA

PKW jest bezsilna

W obowiązującym stanie prawnym Państwowa Komisja Wyborcza nie ma uprawnień do podejmowania działań w sprawach związanych z ewentualnym prowadzeniem tzw. "prekampanii wyborczej, która nie jest uregulowana w przepisach Kodeksu wyborczego" - pisze w wyjaśnieniach na ten temat PKW. Komisja może jedynie apelować do uczestników życia publicznego o niepodejmowanie takich działań.

Jedynym, co Komisja może zrobić, jest uznanie za naruszenie zasad finansowania określonego komitetu wyborczego korzystanie przez ten komitet z efektów działań agitacyjnych, podejmowanych przed zarządzeniem wyborów. To jednak sformułowanie bardzo niejasne, a działanie - trudne do udowodnienia. Skutkiem uznania korzystania z efektów prekampanii za korzyść w samej kampanii mogłoby być jednak np. odrzucenie sprawozdania finansowego komitetu wyborczego i ewentualna odpowiedzialność karna.

Specyfika prekampanii

Działania podejmowane w trwającej prekampanii mają szczególny charakter: konwencje i unikające jednoznacznej agitacji materiały o charakterze informacyjnym lub promocyjnym finansują albo partie polityczne, albo sami kandydaci. Partie umieszczają je w swoich sprawozdaniach finansowych jako standardową działalność polityczną i tak też zamierzają je rozliczyć.

Ich związek ze zbliżającymi się wyborami jest oczywisty, ale nieuchwytna i nieopisana przez żadne przepisy jest granica, dzieląca w tym wypadku agitowanie od informowania. Nie sposób np. jednoznacznie określić, czy prawybory kandydata to już nie zapowiedź korzystania z ich efektów w rozpoczętej formalnie znacznie później oficjalnej kampanii wyborczej.

Kampania? Dopiero od stycznia

Ta oficjalna, podlegająca kontroli prawnej i rozliczeniu przez PKW kampania wyborcza zaczyna się dopiero z dniem zarządzenia odpowiednim aktem daty wyborów. W wypadku wyborów prezydenckich chodzi o zarządzenie Marszałka Sejmu, które Szymon Hołownia najwcześniej może wydać 15 stycznia 2025.

Do tego czasu kandydaci i komitety wyborcze powinny się oczywiście wstrzymać z prowadzeniem agitacji wyborczej. Agitacją jest "publiczne nakłanianie lub zachęcanie do głosowania w określony sposób, w tym w szczególności do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego", ale - i tu jej kluczowa cecha - "agitację wyborczą można prowadzić dopiero od dnia przyjęcia przez właściwy organ (właśnie PKW) zawiadomienia o utworzeniu komitetu wyborczego".

Prekampania? Już

To, co dzieje się przez zarządzeniem wyborów, a stanowi agitację wyborczą, choć naganne, nie może być przez Państwową Komisję Wyborczą brane pod uwagę przy rozliczaniu kosztów kampanii przez komitety wyborcze.

Co oczywiste, prekampania poprzedza kampanię właściwą, a komitety nie mogą powstać przed zarządzeniem wyborów. Z kolei sprawozdania wg przepisów Kodeksu Wyborczego obejmują tylko okres od tego momentu, a jak PKW wyjaśnia ws. wydatków innych instytucji lub obywateli "wcześniejsze działania podejmowane przez podmioty lub osoby fizyczne zainteresowane udziałem w wyborach nie są objęte tymi przepisami".

Przepisy do poprawienia

Od lat już Państwowa Komisja Wyborcza zwraca uwagę na potrzebę ustawowego uregulowania skutków prowadzenia prekampanii, powołując się przy tym na powszechną negatywną ocenę takich działań.

Bez tych zmian PKW nie ma prawa oceniania prekampanii, w swoich wyjaśnieniach dodaje jednak stanowczo: "Publiczne wypowiedzi nawiązujące bezpośrednio do wyborów i zamiaru kandydowania w wyborach, zachęcające do głosowania w określony sposób, stanowią agitację wyborczą i nie powinny pojawiać się w przestrzeni publicznej przed ogłoszeniem postanowienia o zarządzeniu wyborów".

Stanowisko PKW niewiele jednak zmienia - ona sama nie ma dziś wystarczających uprawnień, a wątku wprowadzenia do Kodeksu wyborczego nieodzownych - jak pisze PKW - zmian nikt dotąd nie podjął.