Milion kibiców spodziewanych jest w Polsce na Euro 2012. To zaktualizowane w ostatniej chwili wyliczenia Polskiej Organizacji Turystycznej. Piłkarskie mistrzostwa ruszają już pojutrze.
Największy nawał pomalowanych w narodowe barwy turystów przeżyje Warszawa. Polska Organizacja Turystyczna przewiduje, że w stolicy może pojawić się nawet 800 tysięcy kibiców.
W pozostałych miastach ma być ich znacznie mniej - około stu tysięcy. Najliczniejszą grupą, która do nas przyjedzie, będą Rosjanie i Irlandczycy. Kibice pozostałych krajów zaczną tłumnie przybywać do Polski, jeżeli ich drużyny wyjdą z grupy. To dotyczy Brytyjczyków, Niemców i Holendrów. Jak wiadomo, Holendrzy grają na terenie Ukrainy, natomiast jest wielce prawdopodobne, że jeśli przejdą dalej, to należy oczekiwać, że będą rozgrywali mecz ćwierćfinałowe, czy półfinałowe w Polsce - twierdzi Adam Zaborowski z Polskiej Organizacji Turystycznej.
Polska wylosowała na Euro 2012 drużyny najbardziej pogrążone w kryzysie finansowym. To do nas przyjechali Grecy, Hiszpanie, Włosi i Irlandczycy. Bogaci Niemcy, Francuzi i Anglicy grają natomiast mecze grupowe na Ukrainie.
Szczęśliwie dla nas na tak ogromnej imprezie sportowej kibice nie liczą się z wydatkami. Nawet najbardziej pogrążeni w kryzysie Grecy będą niemal bez opamiętanie używać kart kredytowych i opróżniać portfele. Sklepikarze, hotelarze, restauratorzy i handlarze pamiątkami mogą zrobić na tej imprezie złoty interes.
Gorzej wygląda natomiast przyszłość. Organizując Euro walczymy nie tylko to ten jeden piłkarski miesiąc, a o to by zagraniczni kibice przyjeżdżali do nas częściej. Wszyscy wspominają "efekt barceloński" z olimpiady w 1992 roku. Po tamtej imprezie liczba turystów zwiększyła się dwukrotnie do 3,5 miliona gości rocznie. Barcelona co najmniej do 2000 roku zbierała plony imprezy sportowej.
W Polsce - właśnie przez kryzys - Polska Organizacja Turystyczna skromnie liczy na wzrost liczby turystów o pół miliona rocznie. Żeby jednak osiągnąć tak dobry wynik trzeba się dobrze zareklamować. Branża turystyczna twierdzi, że najtrudniej jest zaprosić gościa po raz pierwszy. Potem powinno być już łatwiej. Dlatego trzeba trzymać kciuki, by na Euro 2012 kibice docenili naszą kuchnię, gościnność i piękno kraju.
Już prawie wszystkie reprezentacje, które wybrały swoje bazy podczas Euro 2012 w Polsce, są już na miejscu. Wczoraj przylecieli piłkarze Irlandii, Chorwacji, Włoch i Hiszpanii. Brakuje tylko Anglików.
Najwcześniej, bo o godz. 2.25, wylądowali w Gdańsku Irlandczycy. Po południu zostali uroczyście powitani przez władze Sopotu, gdzie mieści się ich hotel, a wieczorem ćwiczyli na Stadionie Miejskim w Gdyni w obecności 15 tysięcy kibiców.
Chorwaci zameldowali się w hotelu Sielanka nad Pilicą w Warce wczesnym popołudniem. Już kilka godzin później przeprowadzili pierwszy trening, który obserwowało około tysiąca widzów.
Wieczorem w Krakowie trenowali Włosi, gorąco powitani na stadionie Cracovii przez ponad 10 tys. kibiców. Piłkarze Italii rozegrali 30-minutową gierkę pokazową.
O godzinie 19.20 na lotnisku w Gdańsku Rębiechowie wylądowali Hiszpanie i stamtąd pojechali autokarem do oddalonego o 70 kilometrów Gniewina. Obrońcy tytułu mistrzów Europy jako jedyni we wtorek nie trenowali. Za to na dziś selekcjoner Vicente del Bosque zaplanował dwa treningi - o 10.30 i 19. Oba będą otwarte dla publiczności.
Od niedzieli są w Polsce grupowi rywale biało-czerwonych: Grecy, Rosjanie i Czesi. W poniedziałek przylecieli rywalizujący w grupie B piłkarze Danii, Niemiec, Holandii i Portugalii.
Najpóźniej, bo dopiero dziś, do Krakowa stawią się Anglicy.
Polskie służby graniczne spodziewają się, że kibice jadący na mecze na Ukrainie będą głównie korzystać z przejścia w Medyce. Stąd jest tylko 80 kilometrów do Lwowa, gdzie swoje mecze rozgrywać będą trzy drużyny z grupy B - Niemcy, Portugalia i Dania. Szacuje się, że na każdy mecz we Lwowie polsko-ukraińską granice może przekroczyć od 10 do 12 tys. kibiców.
Przedstawicielstwo UEFA w Kijowie twierdzi, że ceny ukraińskich hoteli przed rozpoczęciem Euro 2012 spadły. Jeszcze w kwietniu szef UEFA Michel Platini był oburzony hotelarzami, którzy przed mistrzostwami podnieśli ceny nawet kilkudziesięciokrotnie. Nazwał ich nawet bandytami i oszustami.
Wygląda na to, że zadziałał rynek. Po pierwsze - nie udało się sprzedać wszystkich miejsc w drogich hotelach. Mniej, niż planowano kibiców zamierza po meczach zostawać na Ukrainie. Po drugie - jak przekonuje rzeczniczka ukraińskiego komitetu Euro Anna Dobko - w jej kraju jest jeszcze bardzo dużo tanich miejsc noclegowych, dostępnych dla każdego. Dobko stwierdziła też, że tak na prawdę drastyczne podnoszenie cen, nie było masowym zjawiskiem. Były takie przypadki, ale to dotyczyło tylko tych nieuczciwych hotelarzy, którzy chcieli przez Euro zarobić na całe życie. Tak się nie da i myślę, że sami zrozumieli swój błąd - powiedziała Dobko.