Dwa wybuchy wstrząsnęły Derą, miastem leżącym w południowo-zachodniej części Syrii. Zginęło w nich kilkudziesięciu przedstawicieli syryjskich sił bezpieczeństwa. Najprawdopodobniej były to zamachy samobójcze.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, eksplozje nastąpiły, gdy dwa samochody wyładowane materiałami wybuchowymi wjechały na teren obozu wojskowego. Po wybuchach miało dojść także do starć między siłami rządowymi oraz powstańcami.
Wcześniej syryjscy aktywiści podawali, że eksplozje miały miejsce w pobliżu siedziby wywiadu wojskowego. Według agencji dpa było to natomiast przy jednym z klubów oficerskich. Szczegółów dotyczących ilości ofiar i miejsca wybuchów nie podają na razie oficjalne media syryjskie, które poinformowały o incydencie.
W marcu 2011 roku właśnie w Derze wybuchła rewolta przeciwko rządom syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada. Według szacunków pochłonęła ona już ponad 36 tys. ofiar, głównie cywilów. Jak podała w czwartek ONZ, ponad 400 tysięcy Syryjczyków uciekło z kolei przed przemocą do sąsiednich krajów, m.in. Turcji, Jordanii i Iraku.
Do starć i eksplozji dochodzi wciąż na terenie całego kraju. 4 listopada siedem osób zostało rannych wskutek wybuchu w rejonie hotelu "Dama Rose" w centrum Damaszku. W październiku kilkadziesiąt osób zginęło natomiast w stolicy w podwójnym zamachu samobójczym na jedną z głównych siedzib wywiadu wojsk lotniczych. Do jego przeprowadzenia przyznała się organizacja związana z Al-Kaidą.