10 kilogramów diamentów padło łupem bandytów na lotnisku Zaventem w Brukseli. Napastnicy dwoma samochodami sforsowali ogrodzenie portu lotniczego, a potem uzbrojeni w karabiny maszynowe zaatakowali konwój firmy Brink's, z którego przeładowywano kosztowności do samolotu.
Dwa auta dostały się na pas startowy przez płot otaczający lotnisko. Złodzieje - co najmniej czterech mężczyzn - podjechali do samochodu firmy ochroniarskiej Brink's, który stał niedaleko szwajcarskiego samolotu. Diamenty miały trafić do Zurychu.
Podczas napadu - jak informuje policja - nie padł ani jeden strzał, nikt nie został ranny. Złodzieje po kradzieży, odjechali w nieznanym kierunku. W nocy odnaleziono w miejscowości Zellik spalony samochód, którym poruszali się bandyci.
Do ataku doszło tuż przed godziną 20 w poniedziałek, ale władze lotniska potwierdziły informację późno w nocy. Jak zapewniono, rabunek, nie miał wpływu na odloty czy przyloty maszyn. Problem jednak w tym, że na razie nikt nie ma pojęcia, gdzie podziało się 10 kilogramów diamentów. Według mediów podczas napadu ukradziono też złoto.
Rzeczniczka Światowego Centrum Diamentów w Antwerpii poinformowała, że skradzione kamienie były warte ok. 37 mln euro. W przesyłce znajdowały się "surowe i obrobione diamenty z Antwerpii". Związku z tym, jak dodała, bardzo łatwo będzie je upłynnić.
Według rzeczniczki była to jedna z największych kradzieży diamentów w historii.
Śledztwo w sprawie kradzieży wszczęła już prokuratura.