50 tys. osób wyszło na ulice Aten, żeby zaprotestować przeciwko planom oszczędnościowym rządu i premiera Antonisa Samarasa. Podobne demonstracje - choć już nie tak liczne - odbyły się w środę w wielu greckich miastach. Przeciwko uczestnikom demonstracji na placu przed parlamentem, policja użyła gazu łzawiącego. W odpowiedzi funkcjonariusze zostali obrzuceni kamieniami i butelkami.
W Atenach w starciach z policją brało udział około 200 zamaskowanych anarchistów - twierdzą służby miejskie. Dłużej nie wytrzymamy - wykrwawimy się - powiedziała Reuterowi jedna z protestujących, 54-letnia nauczycielka historii. Podwyżki podatków i obniżki pensji dobijają nas - dodała. Kobieta twierdzi, że zarabia 1000 euro miesięcznie.
Do strajku generalnego pod hasłem "Wszyscy razem zniszczymy pakiet oszczędnościowy" wezwały dwie największe centrale związkowe - ADEDY (sektor publiczny) i GSEE (sektor prywatny). Obie organizacje zrzeszają trzy miliony pracowników. W środę rano pracę przerwali na trzy godziny kierowcy autobusów w Atenach. Potem, do protestu przyłączyły się załogi promów w Pireusie. Wstrzymana została też komunikacja lotnicza, zamknięte były szkoły, sklepy, placówki celne, urzędy podatkowe. Strajkowali pracownicy banków oraz poczty. Zamknięte były ministerstwa. Na cztery godziny pracę przerwali dziennikarze. Do marszu protestacyjnego dołączyli nawet księża - informuje dpa.
We wtorek premier Samaras doszedł do porozumienia z ministrem finansów Joannisem Sturnarasem w sprawie planu zmniejszenia wydatków budżetowych o 11,88 mld euro. Cięcia mają obowiązywać w latach 2013-2014. Rząd chce wygospodarować dodatkowo dwa miliardy euro dzięki nowym podatkom. Wprowadzenie cięć zależeć będzie od zgody obu koalicjantów rządzących konserwatystów - socjalistów oraz Demokratycznej Lewicy. Od przyjęcia tego planu UE i MFW uzależniają wypłacenie kolejnej transzy pakietu ratunkowego dla Grecji. W przypadku decyzji odmownej, kraj ten musiałaby ogłosić niewypłacalność.