"Współtworzenie Wikipedii to znakomity sposób aktywnego uczenia się. Bo jeśli się tylko czyta, to niewiele można z tego zapamiętać. Natomiast jeśli się próbuje opowiedzieć o swoim przemyśleniu komuś innemu, jest to znacznie efektywniejsze uczenie się. Zatem najwięcej z Wikipedii korzystają ci, którzy piszą, a nie ci, którzy czytają" - mówi w rozmowie z reporterem RMF FM profesor Stanisław Czachorowski z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. "Wikipedia, cały ten ruch, wyłamał pewne schematy. Ta filozofia przedostaje się coraz mocniej do uniwersytetów i publikacji stricte naukowych" - podkreśla.
Piotr Bułakowski: Gdybym zapytał: kim jest wikipedysta, co by pan odpowiedział?
Stanisław Czachorowski, Wydział Biologii i Biotechnologii Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie: Boże, nie wiem. Współczesne wydanie encyklopedysty - być może tak. Ja bym go raczej wiązał z aktywnym uczeniem się, bo według mnie Wikipedia to rodzaj sieci 2.0 - nie tylko do biernego czytania, ale także do wpisywania. I lepiej, jeśli piszą ludzie w Internecie niż na ścianie.
Pan wypełniał Wikipedię. Nadal pan to robi?
Bardzo rzadko, sporadycznie, aczkolwiek jest to bardzo fajny, historyczny projekt otwartej nauki, wiedzy dostępnej dla wszystkich, uwalniania wiedzy w różnorodny sposób. Ta filozofia przedostaje się coraz mocniej do uniwersytetów z próbą bezpłatnego, powszechnego dostępu do bardzo różnorodnej wiedzy, nawet do publikacji stricte naukowych. Naukowcy zaczynają się buntować przeciwko monopolowi dużych wydawnictw. Próbują obejść drogie wydawnictwa, bo co z tego, że publikujemy, kiedy potem niewiele osób może z tego korzystać. Za pieniądze podatnika publikujemy, a potem jeszcze za pieniądze podatnika musimy wykupić dostęp do tej wiedzy. Zatem jest to pewnego rodzaju bunt i myślę, że Wikipedia, cały ten ruch, wyłamał pewne schematy. Wracając do Wikipedii, wydaje mi się, że jest to znakomity sposób aktywnego uczenia się. Bo jeśli się czyta tylko, to niewiele można z tego zapamiętać. Natomiast jeśli się próbuje opowiedzieć o swoim przemyśleniu komuś innemu, jest to znacznie efektywniejsze uczenie się. Zatem najwięcej z Wikipedii korzystają ci, którzy piszą, a nie ci, którzy czytają.
Jakie dziedziny pan poruszał w Wikipedii? Jakie tematy pan uzupełniał, o czym pisał?
O wsiach warmińsko-mazurskich. Raczej unikałem tematów biologicznych. Aczkolwiek tutaj odczuwam taki dość mocny konflikt, irytację, że każdy może to zmienić. Nawet jeśli się mądrze rzeczy napisze, to mogą się zmienić w zupełnie inne. Więc żeby się nie denerwować zajęła mnie taka wiedza najbardziej popularna i najbliższa mojemu sercu, wiedza prosta. Zbieranie informacji o wsiach, miasteczkach, robienie zdjęć - wydaje mi się, że jest to dostępne dla każdego. Największą wartością Wikipedii jest to, że się pisze, a nie co tam jest. Ta wiedza nie jest stabilna, może być zmieniona, ale tak, jak w każdym źródle nie należy odnosić się do tego jako do prawdy absolutnej. Trzeba do tego podchodzić krytycznie. Szukać innych źródeł. Tam nie ma absolutnej wiedzy. Czasami ona jest świadomie albo nieświadomie zmanipulowana, bo jest to taka chęć narzucenia swojego punktu widzenia na różne tematy, czy to biologiczne, czy to zwłaszcza społeczne. Najfajniejszym elementem dla osób piszących jest uczenie się dyskutowania, przekonywania, sięgania do źródeł, zmuszania do doczytywania. To jest najfajniejsze.
Zdarzało się panu poprawiać jakieś błędy w Wikipedii?
Tak. Zacząłem medytować widząc niedoskonałości hasła o chruścikach, spróbowałem naprawić i tak to się zaczęło. Sama chęć poprawienia jest czymś dobrym. Zachęca do aktywnego tworzenia. Być może projekt troszeczkę już się zestarzał. Jest troszeczkę skostniały. Osoby, które zbyt długo siedzą I uzyskują status administratorów być może są niezbyt przyjaźnie nastawione do wolontariuszy. Jest to taka chęć psychologiczna: to jest moje dziecko, nie chcę wpuścić innych. Można by to porównać do fali w wojsku. Jest to czymś naturalnym dla każdego projektu - w którymś momencie on się starzeje. Być może potrzeba pewnego odświeżenia. Myślę, że podobnych projektów będzie więcej, może bardziej specjalistycznych, ale historycznie jest to najfajniejszy projekt.
Namawiał pan jakieś osoby, żeby współtworzyły Wikipedię?
Oczywiście, że tak. Były projekty szkolne i akademickie, czyli próba wspólnego edytowania. Takiego wspólnego brudnopisu, rozpoznawania internetu 2.0 dla celów takich edukacyjnych, tak. Nie zawsze może skutecznie. Nawet wiedząc o pewnych niedogodnościach tego warto próbować. I w Wikipedii i w wielu innych miejscach - być może w dziennikarstwie obywatelskim. Narzeka się w Polsce na to, że spada czytelnictwo. Powiedziałbym, że nie, nie spada czytelnictwo. Tak wile osób piszących, jak w tej chwili nigdy nie było. Piszemy do siebie mnóstwo SMS-ów, to jest troszeczkę może inny język. To jest zupełnie inna forma. Piszemy mnóstwo blogów, piszemy mnóstwo komentarzy. To jest taki język może nie wygórowany, literacki, bo często nie jest recenzowany, ale wydaje mi się, że w tej chwili Polacy piszą mnóstwo, a jak piszą, to czytają. To jest tak, jak ludzie, którzy piszą poezje - jeśli sam wyda tomik wierszy, to czyta innych, niejako z obowiązku albo żeby być w temacie. Nie rwałbym włosów z głowy, że spada czytelnictwo. Ono się przenosi gdzie indziej. Być może z papieru takiego bardziej nobliwego, bardziej weryfikowalnego, recenzowanego do zupełnie innych form. Nawet do internetu. Wydaje mi się, że lepiej, jeśli ludzie aktywnie uzupełniają Wikipedię niż piszą głupawe komentarze gdzieś w mediach - pod każdym artykułem zawsze ktoś chce wyrazić swoje zdanie.
A, co zrobić, żeby Wikipedia nie była za jakiś czas produktem martwym?
Nie wiem. Wydaje mi się, że jest to w tej chwili, jak śledzę losy i spadek aktywności, chyba problem społeczny, problem umiejętności współpracy. W Wikipedii jest niezwykle trudno współpracować, dlatego że ludzie najczęściej się nie widzą, mimo, że są pewnego rodzaju próby zjazdów czy poznawania się. Poza tym jest to projekt ogromny, czyli niejako traci się nad tym kontrolę, Bardziej to widzę, jako problem społeczny. Być może złośliwości, które pojawiają się w Wikipedii redaktorów, są odzwierciedleniem pewnego stylu uczenia w szkole, że dobry nauczyciel to taki, który krytykuje i miesza z błotem, czyli bardziej jest barometrem tego, co się w społeczeństwie dzieje niż problemem samym w sobie. Polacy jako tacy nie potrafią ze sobą pracować zespołowo. Jest to nasz ogromny problem. Z tym musi uporać się i całe szkolnictwo od przedszkola przez uniwersytety.
Potrzeba wikipedystom dystansu do Wikipedii. Jeśli uważają Wikipedię za niezwykle mądrą, naukową to jest strzał w stopę, raczej powrót do tego, co było na początku, wiedzy prostej, co to jest młotek, co to jest pokemon czy cokolwiek innego, bo to najbardziej bawi. Umożliwia aktywny udział. Im bardziej będzie to takie podnoszenie w mniemaniu administratorów czy samych wikipedystów poziomu, żeby to było wielce naukowe, tym bardziej będzie się alienować. Czyli straci to, co było na początku, a i tak nie uzyska statusu pełni naukowej encyklopedii, bo wynika to z zupełnie innych elementów.
To jeszcze na koniec zapytam, czy zdarza się, że studenci na różne referaty robią "kopiuj-wklej" z Wikipedii?
Zdarza się, że robią "kopiuj-wklej" z różnych elementów, z Wikipedii być może również. Nie jest to źle, że z Wikipedii. Źle, że "kopiuj-wklej", ale naszym zadaniem, czy elementem kształcenia uniwersyteckiego jest nauczenie korzystania ze źródeł. Każde źródło jest dobre. Nie ma źródeł złych. Nawet jeśli jest zmanipulowane, to jeśli wiemy, że jest w jakiś sposób zmanipulowane albo niepełne, wiemy, jak interpretować tą informację. A zatem to, że korzystają to dobrze, bo musimy nauczyć korzystania ze źródeł, z różnych źródeł, byle nie z jednego.
Żeby mieć obiektywny ogląd, to lepiej korzystać z kilku źródeł. To jest tak, jak się dowiadujemy w relacjach towarzyskich, co się wydarzyło na imprezie. No z jednego źródła nie wystarczy. Trzeba się spytać kolegów, jak to wygląda. A zatem, nie jest w tym nic złego, jeśli zdarzają się elementy "kopiuj-wklej". To jest element taki kształcenia. Trzeba studentów nauczyć, jak to robić, bo często robią to z nieumiejętności w dobrej wierze, bo wydaje się, że tak trzeba. Wydaje się, że tak to się robi. To jest tak, jak żydowskie przysłowie mówi: "nie pokazuj głupiemu roboty w połowie". Jeśli skopiował, to jest coś na czym bazujemy, czyli jak ktoś przynosi nie do końca. Gdy szewc przyniesie źle uszyty but czy uczeń w zakładzie szewskim, to mistrz go uczy. "Nie, popraw to, bo to wyjdzie źle". A zatem jest to element douczenia.