Odpady poprodukcyjne - o tym, jak ważki to problem, wiedzą najlepiej szefowie jednego z największych polskich przedsiębiorstw, KGHM Polska Miedź S.A. Resztki z tego, co zostaje po procesie flotacji, czyli wstępnej przeróbce rudy miedzi, trafia do wielkiego zbiornika, zwanego Żelaznym Mostem. Niestety, bez jego rozbudowy dalsza produkcja nie byłaby możliwa; miejsca wystarczyłoby zaledwie na kilka najbliższych miesięcy.
By rozbudować zbiornik, trzeba było porozumieć się z trzema gminami, które z nim graniczą. Ostatnio, po dwóch latach, negocjacje udało się zakończyć. Nie było to łatwe. Wszyscy liczyli na wynegocjowanie korzystnych rekompensat od bogatej firmy. Poza tym twierdzili, że zbiornik zagraża środowisku naturalnemu. KGHM musiał więc uciec się do twardych argumentów.
Wójt gminy Grębocice, Jan Bunkiewicz, mówi, że szefostwo Polskiej Miedzi uciekło się do swego rodzaju szantażu: W rozmowach, które prowadziłem, słyszałem, że jeżeli gmina nie wyrazi zgody, to jej mieszkańcy będą musieli opuścić szeregi załogi KGHM. Lista jest już przygotowana.
Tymczasem prezes KGHM, Stanisław Siewierski, twierdzi, że chodziło tylko o pokazanie trudnej sytuacji. Trzeba przyjąć jakiś klucz według, którego byliby zwalniani ludzie. Nie można pozbawić pracy wszystkich równocześnie. Natomiast uświadamianie, że to stwarza zagrożenie dla wszystkich pracowników, bez względu na to gdzie mieszkają, nie jest żadnym szantażem.
Dzięki zgodzie na rozbudowę zbiornika Grębocice uzyskają w ciągu najbliższych 15 lat 24 miliony złotych. Zbiornik ma zwiększyć pojemność z 350 milionów metrów sześciennych do 700 milionów. Pozwoli to KGHM na spokojną produkcję przez najbliższych 20 lat.
20:00