"W przypadku globalnego ocieplenia sytuacja jest trudniejsza, niż w przypadku dziury ozonowej" – mówi RMF FM Mario Molina, który za odkrycie szkodliwego działania freonów na ozon został w 1995 roku wyróżniony nagrodą Nobla w dziedzinie chemii. Molina przebywający w Polsce z okazji szczytu COP24 w Katowicach podkreśla, że problem zmian klimatycznych jest znacznie bardziej upolityczniony, niż kiedyś sprawa emisji freonów, ale ma nadzieję, że rosnąca świadomość społeczeństw zmusi rządy do działania i w tej sprawie.

Grzegorz Jasiński: Panie profesorze, pańska historia to historia sukcesu. Nie tylko dlatego, że otrzymał pan nagrodę Nobla, ale przede wszystkim dla tego, za co ją pan otrzymał. A chodzi o odkrycie dziury ozonowej i metody przeciwdziałania jej powiększaniu...

Mario Molina: To rzeczywiście było piękne przeżycie. Wraz z Frankiem "Sherry" Rowlandem włożyliśmy w to wiele pracy i w pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że musimy się tym odkryciem podzielić ze społeczeństwem. To też wymagało pracy i pewnej cierpliwości, bo nie od początku opinia publiczna była gotowa przyjąć informacje o takich globalnych problemach środowiskowych. Byliśmy cierpliwi, współpracowaliśmy z wieloma innymi kolegami, naukowcami. Dzięki temu naszą wiedzę na temat tego zjawiska udało się ugruntować. Potem pomogli nam koledzy ze sfer rządowych i dyplomatycznych. W końcu doprowadziło to do międzynarodowego porozumienia i podpisania Protokołu z Montrealu, który przyniósł sukces. To wymagało szerokiej współpracy ze specjalistami z wielu dziedzin.

Czy pamięta pan chwilę, kiedy zdaliście sobie sprawę, że musicie zaalarmować świat?

Tak, pamiętam. To było dość wcześnie, szybko po tym, jak z Sherrym Rowlandem zadaliśmy sobie pytanie, co dzieje się z tymi wszystkimi przemysłowymi substancjami chemicznymi. Początkowo zajęliśmy się tym z czystej ciekawości, ale zorientowaliśmy się, że ich emisja może mieć naprawdę istotne konsekwencje dla społeczeństwa. Wtedy zadaliśmy sobie pytanie, co mamy robić. Nie mieliśmy komu tego obowiązku przekazać, musieliśmy tę odpowiedzialność wziąć na siebie. Pomyśleliśmy więc sobie, że jeśli nie my, to kto, jeśli nie teraz, to kiedy. Musieliśmy działać i postanowiliśmy to zrobić natychmiast. I daliśmy radę.

To przenieśmy się wiele lat później, kiedy zorientowaliście się, że to naprawdę zadziałało, że przyniosło skutki a dziura ozonowa przestała się powiększać. Na tyle, na ile w tej chwili wiemy...

To była niezmierna satysfakcja. My od początku wiedzieliśmy, że ponieważ te przemysłowe substancje są bardzo trwałe, będą się utrzymywać w środowisku przez wiele dziesięcioleci. Spodziewaliśmy się więc, że na skutki tych działań, na cofnięcie się niekorzystnych procesów, na przywrócenie normalności trzeba będzie czekać przez dekady. Teraz mamy już wystarczająco dużo informacji, by stwierdzić, że sytuacja się poprawiła, że zmierza w dobrym kierunku. To niezmiernie satysfakcjonujące wiedzieć, że nasza praca się do tego przyczyniła, przyniosła społeczeństwu pożytek. Pamiętam przy tym o wielu osobach, z którymi dobrze współpracowaliśmy, nawet w przemyśle. Początkowo przemysł oczywiście nie zgadzał się z naszymi ustaleniami. Kilka wielkich koncernów chemicznych produkowało te groźne substancje, ale kiedy naukowo potwierdziliśmy, że są szkodliwe, zgodziły się tego zaprzestać i wymyśliły dla nich alternatywę. Te nowe, bezpieczne substancje stosujemy do dziś. Nawet jeśli więc początkowo były między nami problemy, zdołaliśmy się w końcu porozumieć i współpracować.

I teraz może pan powiedzieć swoim kolegom, naukowcom zajmującym się ociepleniem klimatu, że pan już to przeżył i może mieć dla nich rady, co powinni robić...

To prawda. Oczywiście problem ocieplenia klimatu wiąże się z użyciem paliw kopalnych. Ponieważ one są stosowane na masową skalę, jest odpowiednio trudniejszy. Dodatkowo jeszcze został silnie upolityczniony, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Partia Republikańska zbliżyła stanowisko z tymi, którzy zjawisko ocieplenia klimatu negują. To na swój sposób absurdalne. W przypadku problemów z dziurą ozonową współpracowaliśmy z republikańskimi administracjami, w tamtych czasach byliśmy z republikanami u władzy w dobrych układach. Teraz nie bardzo wiadomo, jak się porozumieć. Choć trochę  to też się zmienia, więc mamy pewne nadzieje, że zgodzą się obciążyć emisje kosztami, jeśli tylko te pieniądze wrócą potem do społeczeństwa. Mamy powody do pewnego optymizmu, że uda nam się współpracować nawet z przedstawicielami Partii Republikańskiej. Przez lata politycznie tworzyli wobec ocieplenia klimatu jeden front, ale mam nadzieję, że to przeszłość.

To na koniec porozmawiajmy o przyszłości. Jaki powinien być pana zdaniem plan działań w sprawie klimatu?

Musimy sobie zdawać sprawę, że są potężne przeszkody, choćby w postaci prezydenta Trumpa, który całkowicie doniesienia naukowe ignoruje. Na szczęście wiemy, że mimo wszystko możemy dokonać w Stanach Zjednoczonych pewnego postępu. Są grupy reprezentujące prywatnych przedsiębiorców, czy niektóre stany, choćby Kalifornię, czy Massachusetts, wreszcie pojedyncze miasta, które ignorują deklaracje Białego Domu i robią swoje. To co więc możemy i powinniśmy robić, to nadal wywierać presję i precyzyjnie komunikować politykom i przedstawicielom rządu, że mamy stan zagrożenia i powinniśmy podejmować działania na rzecz jak najszybszego rozwiązania problemu. Możliwe, że te opłaty za emisję, wprowadzone już w niektórych krajach europejskich, spotkają się z poparciem w Kongresie USA. Mamy pewne nadzieje po ostatnich wyborach, bo demokraci będą kontrolować teraz Izbę Reprezentantów. Koncentruję się na Stanach Zjednoczonych, bo to teraz jeden z głównych oponentów. Oczywiście wiemy, że Rosja też się ograniczeniom sprzeciwia. Polityczne problemy są poważne, bo w grę wchodzą poważne interesy, Rosja chce paliwa kopalne sprzedawać. Ale mam nadzieję, że cierpliwa praca pozwoli nam zwyciężyć. Coraz wyraźniej widać to, jak wiele będzie kosztować nas zmiana klimatu, sądzę, że ludzkość w niedalekiej przyszłości będzie już po naszej stronie.