Wczorajszy nocny alarm na lotnisku w Balicach w Krakowie pokazał, że służby w Małopolsce są średnio przygotowane do walki z SARS. 18 Koreańczyków, którzy przylecieli z Frankfurtu, zostało odizolowanych, gdy pojawiło się podejrzenie, że jedna z pasażerek mogła być chora. Alarm był fałszywy, ale ów przypadek obnażył też pewne braki...
Już od kilku tygodni w Małopolsce dyżurują lekarze - specjaliści od chorób płuc, wyznaczeni przez wojewodę do natychmiastowego reagowania w przypadku pojawienia się osób z podejrzeniem o SARS. W trzech małopolskich szpitalach wydzielono oddziały i zespoły lekarzy gotowych na przyjęcie zarażonych pacjentów przez całą dobę.
Wczorajszy przypadek ujawnił jednak pewne niedociągnięcia. W jedynej karetce przystosowanej do przewożenia zakaźnie chorych nie było ani jednego fartucha, ani rękawic ochronnych. Sama kartka jest dobrze przygotowana, tylko nie jest przygotowana pod względem zabezpieczenia, jeśli chodzi o fartuchy, rękawiczki czy maski. Kto ma to kupić? Jeśli NFZ ma taką umowę z pogotowiem, to i tak dobrze, że taka karetka istnieje – jedna na Małopolskę - mówił RMF Paweł Nesterak z krakowskiego pogotowia. Jak dodał, maski i fartuchy były pożyczone z innego szpitala.
Karygodnym jest także fakt, że na lotnisko w Balicach nie pofatygował się żaden przedstawiciel władz województwa. Nieuchwytny był także dyrektor małopolskiego sanepidu i szef stacji granicznej. W efekcie przez kilka godzin na lotnisku panował chaos informacyjny. Strach pomyśleć, co działoby się, gdyby alarm nie okazał się falszywy...
foto RMF
21:55