„Musimy polecieć na Marsa - nie tylko po to, by przekonać się, jak tam jest, czy nie ma tam życia, ale także po to, by stworzyć tam nowe społeczeństwo, oparte na równości” - mówi RMF FM Artemis Westenberg, prezes organizacji Explore Mars Inc., gość specjalny European Rover Challenge w Starachowicach. W rozmowie z Grzegorzem Jasińskim Westenberg przekonuje, że misja zgromadzi ludzi nie tylko o odpowiedniej wiedzy i umiejętnościach, ale też zdolnych do poświęcenia i świadomych, że osiągnięcie celów misji wymaga równej i sprawiedliwej współpracy. Podkreśla przy tym, że nie chodzi o równość w znaczeniu komunistycznym.

Grzegorz Jasiński, RMF FM: Jak się tu pani podoba?

Artemis Westenberg, prezes Explore Mars Inc.: Bardzo, bardzo mi się tu podoba za sprawą tych wszystkich młodych ludzi, którzy chcą zrobić wszystko, co możliwe, by ich łaziki wykonały wszystkie postawione przed nimi zadania. Napotykają na problemy i próbują je kreatywnie rozwiązywać. Wspaniała jest ich energia. Bardzo mi się podoba, że widownia może się temu przyglądać naprawdę z bliska, może się przekonać, co to znaczy zajmować się tymi wszystkimi technicznymi sprawami. Może zobaczyć też, na czym polegają badania naukowe, jak wiele wymagają wysiłku. Może zobaczyć, że to wcale nie jest takie piękne, jak się czasem w telewizji wydaje. To tak naprawdę bardzo ciężka praca - i publiczność może to tu zobaczyć, może przekonać się, ile to wymaga poświęcenia.

Myślę, że szczególnie dla dzieci może to być bardzo inspirujące, pokazuje, że można czuć radość ze swojej pracy, nawet jeśli jest bardzo trudna. Radość z osiąganych trudnych celów to w końcu coś, co daje nam sens życia...

Ta inspiracja dla młodych ludzi jest bardzo ważna, bo pani zdaniem my nie tylko możemy, ale i powinniśmy lecieć na Marsa. Dlaczego?

Jeden z podstawowych powodów to ciekawość. Czyż nie chcielibyśmy wiedzieć, czy jesteśmy rzeczywiście jedynymi żywymi istotami we Wszechświecie? A Mars ze wszystkim tym, co o nim wiemy - wodą i nieznaczną, ale jednak istniejącą, atmosferą - daje pewne szanse, że życie mogło tam istnieć. Co więcej, nie jest całkiem wykluczone, że życie może być tam nawet i teraz, pod powierzchnią, osłonięte przed promieniowaniem kosmicznym. Nawet kilka centymetrów gleby wystarczy, by ochronić bakterie przed skutkami tego promieniowania, więc to możliwe, że możemy się tam dowiedzieć, że nie jesteśmy sami.

To wystarczający powód, by tam lecieć. Ale nie jedyny. My ludzie jesteśmy gatunkiem bardzo ciekawskim, zawsze chcieliśmy wiedzieć, co jest za górą, a co za oceanem. Mars jest jakby po tej drugiej stronie oceanu kosmicznego. Nie jest łatwo się tam dostać, ale to jest możliwe. To wystarczy, by spróbować.

Wiem, że akurat dla pani, feministki, ważny może być jeszcze jeden powód. Poza odkryciami - także szansa na budowę nowej cywilizacji...

Tak. Dla mnie jako człowieka, szczególnie jako kobiety, nie chodzi tu o zdobywanie Marsa. Dla mnie faktycznie ważniejsze jest stworzenie nowego społeczeństwa. Moim zdaniem, to okazja do stworzenia bardziej równego społeczeństwa.

Popatrzmy na to tak: na Marsie ląduje mała grupa ludzi. Bardzo trudno im tam będzie przetrwać, wykonać zadania, które sobie postawili. W takich warunkach trudno będzie powiedzieć, że choćby czyszczenie toalet będzie zajęciem tylko dla niektórych. Wszyscy będą musieli zajmować się wszystkim, bo wszystko będzie potrzebne. I nie będzie można powiedzieć, że skoro ty czyścisz toalety, to jesteś mniej ważny, powinieneś zarabiać mniej ode mnie albo mieć mniej do powiedzenia. Każdy będzie równy. Nie po komunistycznemu równy, ale dlatego, że jest równie ważny i potrzebny. Niezależnie od tego, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną, jaki masz kolor skóry, jesteś tak samo ważny. Nieważne, w jakim jesteś wieku - ważne, co możesz dać społeczeństwu. I od tego się zacznie.

Na początku to będzie społeczność naukowców, badaczy - nie "normalnych" ludzi - którzy polecą tam, by tę planetę zasiedlić. Stopniowo ci badacze będą chcieli przebywać tam coraz dłużej, bo będą sobie zdawać sprawę, że jeśli wrócą na Ziemię, kolejnej takiej szansy nie dostaną. W ten sposób zacznie się budować społeczność. I ta społeczność będzie sobie zdawać sprawę, że każde zadanie, zarówno naukowe, jak i to, które ma im po prostu pomóc utrzymać się przy życiu, w zdrowiu i szczęściu, jest równie ważne. I jestem przekonana, że w końcu będziemy w stanie przełamać nasze uprzedzenia dotyczące płci, wieku i koloru skóry czy wreszcie niepełnosprawności. Istotny będzie tylko wkład w tę społeczność, to, że jesteś jej częścią.

Sądzę, że Mars daje nam w tej sprawie lepszą okazję, niż mielibyśmy tu, na Ziemi. Tu zawsze znajdą się koncerny, które ze względu na swoje pieniądze czy wpływy będą w stanie dyktować nam, co mamy robić. Mars jest tak daleko, że te firmy nie będą tam miały na nas wpływu. Będziemy na Marsie i będziemy mogli robić, co nam się podoba...

To optymistyczna wersja. Ale przecież przyszłość na Marsie może być jeszcze gorsza niż na Ziemi. Nie obawia się pani, że ci koloniści będą jeszcze gorsi niż my sami?

Trzeba pamiętać, że po to, by zostać wybranym do takiej wyprawy, trzeba będzie być inteligentnym, wykształconym, pełnym poświęcenia. Jeśli ktoś będzie gotowy porzucić wszystko to, co ma tu, na Ziemi, na wiele lat, może na dziesięciolecia, jeśli będzie gotów poddać się szczególnemu treningowi i testom, by polecieć na Marsa, nie sądzę, by mógł być naprawdę złym człowiekiem.

Jeśli ciężko z tobą pracować, jeśli nie można na tobie polegać, jeśli jesteś niemiłym człowiekiem, to nawet jeśli jesteś świetnym naukowcem czy inżynierem, nie pozwolą ci polecieć. Nie zabierzesz się na Marsa, bo twoja osobowość mogłaby zagrozić celom misji.

Dlatego jestem spokojna, że damy tam sobie radę...

(e)