"Sięgali po niego najwięksi, najwięksi byli zatopieni w tych nutach. Wystarczy otworzyć ucho, zamknąć oczy - i przyjdzie do nas" - mówi o B.B. Kingu gitarzysta bluesowego zespołu Harlem Krzysztof Jaworski. Legendarny amerykański wokalista, gitarzysta i kompozytor zmarł w Las Vegas, we wrześniu skończyłby 90 lat.

Mariusz Piekarski: Kiedy myśli pan: "B.B. King", to co pierwsze w głowie kiełkuje?

Krzysztof Jaworski: Energia, prawda, przekaz.

Zobacz również:

Autentyczność muzyki?

Absolutnie tak. To są same korzenie - wszystko to, co dostaliśmy od niego jakby w prezencie. Wielcy jak Jimi Hendrix korzystali z jego dźwięków, z jego myślenia, z jego serca przede wszystkim. B.B. King był dla ludzi, był muzyką generalnie - i to jest jego największa siła.

Jak grał?

Grał sercem, przepięknie, grał klimatycznie, oddawał to wszystko, co w nim było. Powiedział: Kiedy śpiewam, to gram w myślach. Gdy przestają śpiewać moje usta, zaczynam śpiewać grając na Lucille. Lucille to była ta wspaniała gitara, która wzięła imię od pięknej kobiety, o którą pobiło się dwóch dżentelmenów. Te słowa zawierają wszystko: raz śpiewał, raz grał. Zamiennie. Był muzyką.

Ta jego gitara to specyficzny dźwięk. Ktoś chwyta gitarę, zaczyna grać - można powiedzieć: "O, gra B.B. Kingiem!"?

Oczywiście, że tak. To jego własny styl, jego śpiewanie na gitarze, jego sposób artykulacji dźwięków, to, w jaki sposób budował frazę. To, jak on zbudował bluesa, grają tysiące ludzi na świecie. Natomiast gitarę B.B. Kinga można było wychwycić spośród tysiąca gitar - gdyby zagrał te trzy dźwięki, wiadomo byłoby, że to on.

Pan tak potrafi?

Tak jak on nie potrafi nikt. Natomiast każdy z nas gra po swojemu, ma własny styl, ma własne czucie. I nawet nie chciałbym (grać jak on) - on jest dla nas wszystkich pomnikiem. Generalnie w hołdzie dla B.B. Kinga możemy wszyscy próbować dotykać jego nut.


Dlaczego był uznawany za króla bluesa? Mówi się, że wyprowadził bluesa z małych klubików do wielkich hal i stadionów, że go spopularyzował i wszyscy po niego sięgali.

Sięgali po niego najwięksi muzycy jak Albert Collins, jak Buddy Guy, jak Jimi Hendrix, Johnny Winter czy Albert King. Same te nazwiska, które są legendami, świadczą o tym, jak ten blues sobie wędrował - blues i wszystkie te pochodne kierunki. Ludzie mówili o nim: "Uczyliśmy się z niego" - to już uczyniło go królem.

Mówi się również, że u Erica Claptona, U2, wielu gwiazd pop można odnaleźć inspirację B.B. Kingiem.

Bezwzględnie tak. Rolling Stonesi na przykład, którzy są kwintesencją Rock'n'Rolla, korzystali z jego nut. Zaprosili B.B. Kinga na dużą trasę amerykańską, nie pamiętam już, w którym roku był koncert, bardzo im zależało, żeby właśnie B.B. King rozpoczął ten koncert. Najwięksi, po prostu najwięksi byli zatopieni w tych nutach.

On sam kiedyś powiedział, że nigdy nie grał bluesa na smutno. To niesamowite, ponieważ w bluesie jest dużo melancholii, dużo smutnej nuty, opowieści o smutnych zdarzeniach, a tu sam król mówi: Nigdy nie grałem go na smutno, zawsze cieszyłem się tym bluesem. To jest niesamowity przekaz.

Słuchając muzyki innych artystów, jest pan w stanie wychwycić: "To jest inspiracja B.B. Kingiem, to jest ten dźwięk, to jest ten chwyt gitarowy"?

Każdy muzyk ma swoje ulubione zagrywki, on tych swoich zagrywek nagrał tysiąc - pięknych, wspaniałych, własnych, dla niego charakterystycznych. One żyją w innych palcach. Wystarczy otworzyć ucho, zamknąć oczy - i przyjdzie do nas.