Książki wydawane za granicą i przemycane do kraju, urządzane w pełnej konspiracji wieczory autorskie i wystawy w galeriach, które oficjalnie nie istnieją – to białoruska rzeczywistość. Nie mogąc korzystać ze swobody wypowiedzi, białoruscy artyści zeszli do podziemia.
Białoruskie miasteczka mają czyste, zadbane ulice i sklepy pełne towarów. Wystarczy się jednak dokładniej przyjrzeć, by zrozumieć, że czegoś tu jednak brakuje - wolności słowa, prawa do własnego zdania.
Może ktoś myśli, że u nas czysto, przyjemnie, ale reżim ten istnieje i jest bardzo mocny - twierdzi Dmitri Iwanowski, malarz, który od trzech lat nie może zorganizować oficjalnej wystawy swoich obrazów.
Przez pracownię białoruskiego malarza przewija się nawet kilkaset osób miesięcznie. To jednocześnie galeria i miejsce spotkań ludzi kultury, gdzie można swobodnie wyrazić swoje poglądy.
Pracownie odwiedził także nasz reporter, Piotr Sadzinski. Posłuchaj, jak wygląda:
Podobne problemy mają muzycy. Oficjalnie nie ma zespołów, które miałyby zakaz występowania na koncertach. Po prostu władze patrzą na spis grup, które mają wystąpić i nagle nie dają zgody na zorganizowanie koncertu.
Dla artystów swoboda tworzenia jest najważniejsza. Na Białorusi artyści mogą jednak swobodnie tworzyć tylko w tzw. kulturalnym podziemiu.