Trybunał Konstytucyjny w Rumunii unieważnił pierwszą turę wyborów prezydenckich. Oznacza to, że cały proces wyborczy zostanie wznowiony w całości - przekazuje rumuńska telewizja. W czwartek rumuńskie służby opublikowały raport, z którego wynikało, że w wybory w kraju ingerował "zewnętrzny gracz państwowy". Główne podejrzenia padły na Rosję. Elena Lasconi, która miała wziąć udział w drugiej turze wyborów prezydenckich w Rumunii, skrytykowała piątkową decyzję Trybunału.
Na stronie internetowej rumuńskiej telewizji Digi24 pojawił się komunikat, stanowiący oficjalne oświadczenie Trybunału Konstytucyjnego. Pada w nim sformułowanie, że Trybunał postanowił zgodnie ze 146. artykułem konstytucji unieważnić cały proces wyborczy w sprawie wyboru prezydenta kraju.
Proces ma decyzją Trybunały zostać wznowiony w całości i wybrany zostanie nowy kalendarz wyborów.
Enormous news: the Constitutional Court of Romania has unanimously decided to cancel the presidential elections, @G4Media_ro reports.The electoral process for the election of the Romanian president has to be re-run in its entirety, with the government setting a new date. pic.twitter.com/JSCguIIKXA
JorgeLiboreiroDecember 6, 2024
Pierwszą turę unieważnionych wyborów wygrał nieoczekiwanie reprezentant skrajnej prawicy Calin Georgescu. Druga tura miała odbyć się 8 grudnia w niedzielę. Tam z Georgescu miała zmierzyć się liderka centroprawicowego Związku Ocalenia Rumunii Elena Lasconi.
Przed pierwszą turą wyborów sondaże nie dawały Georgescu więcej niż 10 proc. poparcia. Tym bardziej zaskakujące było to, że Calin Georgescu wygrał I turę osiągając niemal 23 proc. poparcia.
W czwartek rumuńskie służby ujawniły raport, w którym przedstawiono dowody na zagraniczną ingerencję w cały proces wyborczy. Na dwa tygodnie przed wyborami prezydenckimi, na platformie TikTok nagle aktywnych stało się 25 tys. kont, które zaczęły promować skrajnie prawicowego polityka. Rumuńskie MSW informowało też, że ponad 100 influencerów, posiadających zasięg przekraczający 8 mln użytkowników na TikToku zostało "zmanipulowanych", by wesprzeć kampanię Georgescu.
Sam polityk przyznał, że nie finansował tych kampanii, a rumuński wywiad zasygnalizował, że podmiot stojący za przeprowadzeniem tak znacznej operacji w sieci musi posiadać ogromne zasoby.
Poza aktywną promocją Georgescu w internecie, służby wykryły 85 tys. prób naruszenia systemów bezpieczeństwa strzegących procesów wyborczych w Rumunii.
Raport służb rumuńskich nie wskazywał wprost na ingerencję Rosji, ale informował, że dane dostępu do oficjalnych rumuńskich stron wyborczych zostały opublikowane na rosyjskich platformach, z których korzystają cyberprzestępcy.
Georgescu jest doktorem nauk rolniczych, ekspertem ds. zrównoważonego rozwoju. Pracował przez lata jako doradca rumuńskich władz, potem pełnił kierownicze role w agendach ONZ oraz opracowywał raporty dla Klubu Rzymskiego.
Opisywany jest przez przeciwników jako prorosyjski skrajnie prawicowy populista głoszący teorie spiskowe. W przeszłości mówił m.in., że pandemia i globalne ocieplenie, to masowe manipulacje służące elitom do realizacji ich własnych celów.
Nosi dobrze skrojone garnitury i mimo 63 lat na karku, dba o zdrową sylwetkę. Trening to jego codzienna rutyna i podobnie jak Władimir Putin uwielbia judo i jazdę konną.
Calin Georgescu zapewnia, że nic go nie łączy z Putinem, Rosją i że przylepia mu się prorosyjską łatkę, by go oczernić w oczach wyborców.
Problem w tym, że Calin Georgescu nie tylko wyrażał dezaprobatę dla wsparcia Ukrainy przez kraje NATO, ale podważał również amerykańską obecność w Rumunii, a zwłaszcza wyrzutni rakiet Aegis Ashore, nazywając je "narodową hańbą". Georgescu deklaruje przy tym, jak wielu zresztą jemu podobnych polityków w Europie, że nie zamierza wyprowadzać Rumunii z NATO i UE, ale nie zamierza przed oboma organizacjami "klękać".
Zapytany o zwiększanie wydatków na zbrojenia powyżej wymaganego przez NATO poziomu dwóch procent PKB odpowiada, że to dla niego "kompletnie drugorzędny temat". Najważniejsze dla Rumunów jest to, żeby byli szczęśliwi. Nie będą szczęśliwi wydając pieniądze na cudze potrzeby - stwierdził w rozmowie z agencją Reutera.
Georgescu podważa również rolę unijnych funduszy dla rozwoju kraju. Jego zdaniem pieniądze na inwestycje w Rumunii równie dobrze pochodzić mogą z całego świata.
Elena Lasconi, która miała wziąć udział w drugiej turze wyborów prezydenckich w Rumunii, skrytykowała piątkową decyzję Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów.
To jest moment, w którym państwo rumuńskie podeptało demokrację. Bóg, prawda, naród rumuński i prawo zwyciężą (...) Powinniśmy byli przystąpić do głosowania, aby uszanować wolę narodu rumuńskiego - powiedziała Lasconi, przewodnicząca centroprawicowej partii Związek Ocalenia Rumunii (USR).
Polityczka, cytowana przez telewizję Digi24, podkreśliła, że w demokracji "prezydentów nie powołuje się w drodze negocjacji na zapleczu".
Wiem, że wygrałabym - i wygram, ponieważ Rumuni wiedzą, że będę o nich walczyć, że zjednoczę ich dla lepszej Rumunii. Zdecydowanie potępiam to, co się dzisiaj wydarzyło. Zniszczyli wszystko, co z trudem osiągnięto przez ostatnie 35 lat. Decyzja Sądu Konstytucyjnego jest nielegalna, niemoralna i niszczy istotę demokracji, czyli głosowanie - dodała kandydatka USR.
Pozytywnie decyzję sądu ocenił natomiast premier Marcel Ciolacu, lider Partii Socjaldemokratycznej (PSD), który w pierwszej turze wyborów prezydenckich zdobył trzecie miejsce, co wykluczyło go z udziału w rozstrzygającej drugiej turze.
Decyzja Sądu Konstytucyjnego w sprawie unieważnienia wyborów prezydenckich jest jedynym słusznym rozwiązaniem po odtajnieniu dokumentów z posiedzenia Naczelnej Rady Obrony Narodowej (CSAT), z których wynika, że wynik głosowania w Rumunii został rażąco zniekształcony w wyniku interwencji Rosji - napisał Ciolacu na Facebooku.
Należy ponownie przeprowadzić wybory prezydenckie. Jednocześnie śledztwo władz musi wykazać, kto jest sprawcą próby masowego wpływu na wynik wyborów. Rumuni potrzebują od władz jasnych odpowiedzi, opartych na solidnych dowodach, ponieważ od tego śledztwa w zasadniczy sposób zależy zaufanie społeczne do instytucji państwowych i procesów demokratycznych, które stanowią podstawę funkcjonowania kraju - dodał Ciolacu.
Po publikacji raportu rumuńskich służb stolice krajów należących do NATO wyraziły zaniepokojenie, tym jaki kurs obiera kraj.
Oficjalne zaniepokojenie treścią tego raportu wyraził m.in. amerykański Sekretarz Stanu. W oświadczeniu kończącego powoli misję w Białym Domu Anthony`ego Blinkena można przeczytać:
"Ciężko wypracowany postęp przy kotwiczeniu Rumunii we wspólnocie transatlantyckiej nie może być zniweczony przez obce siły próbujące oderwać Rumunię od zachodnich sojuszy".
W dokumencie oceniono, że niekorzystny dla USA wynik wyborów w Rumunii miałaby negatywny wpływ na współpracę wojskową, zaś ograniczanie praw zagranicznych inwestorów zniechęciłoby amerykański kapitał.
Granicząca z Ukrainą Rumunia należy do Paktu Północnoatlantyckiego od dwóch dekad, jest liczącą się siłą militarną i krajem, gdzie rozbudowywana jest baza lotnicza Sojuszu, zaplanowana jako największa na kontynencie. W Rumunii znajdują się też instalacje amerykańskiego programu antyrakietowego Aegis Ashore, do którego należy też Polska. Rumunia uważana jest za kraj istotny dla natowskiego systemu odstraszania.
Rumunia ma system prezydencko-parlamentarny, w którym prezydent ma duże uprawnienia, w tym w sprawach międzynarodowych. O obranym kursie ostatecznie decydują jednak, ci którzy tworzą rząd w Bukareszcie. Jednym z pierwszych zadań nowego prezydenta będzie powierzenie komuś misji tworzenia nowego gabinetu, bo pod koniec tego roku w Rumunii rozgrywa się prawdziwy polityczny trójbój. W ostatni weekend, między pierwszą i drugą turą wyborów prezydenckich, Rumuni wybierali posłów i senatorów.
Drugie miejsce w tych wyborach parlamentarnych zdobyła zbliżona poglądami do linii Georgescu prawicowa partia AUR, czyli Związek Jedności Rumunów. W przeszłości AUR proponował, by Georgescu został premierem, więc ten pewnie też chętnie udzieliłby im wsparcia.
Liderzy AUR ogłosili już, że chcą wejść do rządu. Jednak nawet wraz z dwoma małymi, też wyrosłymi na antysystemowym sprzeciwie, skrajnymi ugrupowaniami, AUR ma zaledwie jedną trzecią mandatów w nowym parlamencie. Z drugiej strony wygrana w pierwszej turze Calina Georgescu zbliżyła pozostałe partie, które wspólnie apelują teraz o oddanie głosu na jego rywalkę Elenę Lasconi.
Wiele wskazuje więc na to, że gdyby Georgescu wygrał i tak byłby skazany na trudną kohabitację z mocno prozachodnią koalicją. Niemniej jednak zaniepokojenie Zachodu w kontekście bezpieczeństwa w regionie było po pierwszej i unieważnionej już turze wyborów prezydenckich w pełni zrozumiałe.