Pentagon planuje zredukowanie liczby żołnierzy sił specjalnych, również legendarnych zielonych beretów, ponieważ uwaga armii przesuwa się z walki z terrorystami na Bliskim Wschodzie ku zagrożeniu ze strony Chin - informuje w piątek "Wall Street Journal".
Amerykańskie siły lądowe zamierzają zredukować o 10 proc. oddziały sił specjalnych, które były zaangażowane w najbardziej niebezpieczne misje w historii USA. Reorganizacja armii ma ją dostosować do ewentualnych "klasycznych" konfliktów, w których wkład jednostek wyszkolonych do walki miejskiej, partyzanckiej, czy operacji przeciw terrorystom, jest mniej istotny - wyjaśnia dziennik.
Krytycy tego pomysłu, w tym oficerowie sił specjalnych, podkreślają, że wprowadzenie go w życie utrudniłoby takie zadania, jak szkolenie żołnierzy na Ukrainie i ograniczyło zdolność elitarnych oddziałów do elastycznej, szybkiej reakcji w sytuacjach kryzysowych.
W najbliższych dniach plany Pentagonu będą przedstawiane w Kongresie, który może je storpedować, ponieważ - jak zauważa "WSJ" - siły specjalne mają wśród kongresmenów bardzo elokwentnych przyjaciół.
W szerszej perspektywie wprowadzenie tego pomysłu w życie oznaczałoby "początek nowej ery dla Pentagonu". Trwające przez dekady militarne zaangażowanie USA na Bliskim Wschodzie sprawiło, że jednostki specjalne stały się formacją niezbędną. Były najskuteczniejsze w prowadzeniu operacji w takich miejscach jak Irak, czy Afganistan - tłumaczy nowojorski dziennik.
Od 11 września 2001 roku i ataków na World Trade Center Dowództwo Operacji Specjalnych Stanów Zjednoczonych (SOCOM), któremu podlegają między innymi takie formacje jak Navy SEALs, czyli siły specjalnego rozpoznania piechoty morskiej czy siły specjalne lotnictwa, zwiększyło liczbę swych żołnierzy z 45 tys. do 75 tys., z czego 36 tys. - to jednostki specjalne armii lądowej.
"WSJ" przypomina, że oddziały specjalne wytropiły i zabiły Osamę bin Ladena, przeprowadziły operację, w której zginął w Syrii dowódca Państwa Islamskiego Abu Bakr al-Baghdadi, zrealizowały niezliczone inne, często tajne misje. Teraz szkołą siły ukraińskie i żołnierzy Tajwanu oraz państw Afryki Zachodniej. A bazy wojskowe USA na Bliskim Wschodzie stoją na wpół puste, bo Pentagon ograniczył swoje kontyngenty w tym regionie.
Plan redukcji sił specjalnych jest też pochodną problemów z rekrutacją, do czego przyczynia się niskie bezrobocie. W tym roku do zrealizowania celów rekrutacyjnych Pentagonu zabrakło 15 tys. chętnych.
Najwyższej rangi oficerowie ds. operacji specjalnych, w tym ich dowódca generał Bryan Fenton i Christopher Maier, wiceminister obrony ds. sił specjalnych i konfliktów niskiej intensywności, są zdecydowanie przeciwni redukcji ich żołnierzy.
Przypominają, że to oni szkolą Ukraińców. "To dlatego ukraińska armia jest tak zabójcza w walce z Rosjanami - temu nie da się zaprzeczyć. Dlaczego ich redukować?" - powiedział jeden z rozmówców dziennika. "Każdy może pociągnąć za spust, ale żeby w coś trafić, musi być wyszkolony" - dodał.