Wiceprezydent Tajwanu Laj Czing-te, kandydat rządzącej partii w styczniowych wyborach, zaapelował w czwartek o pomoc społeczności międzynarodowej w odstraszaniu Chin od inwazji. W wywiadzie dla japońskiej stacji NHK wezwał świat do jedność w tej sprawie.
Pytany o ryzyko konfliktu zbrojnego związanego z Tajwanem, wiceprezydent odparł, że im bardziej zjednoczona i lepiej przygotowana będzie społeczność międzynarodowa, tym mniejsza szansa, że Chiny rozpętają wojnę.
"Jeśli społeczność międzynarodowa będzie patrzyła tylko na rynek Chin, nie dostrzegając stwarzanego przez nie zagrożenia, jedność społeczności międzynarodowej załamie się, a prawdopodobieństwo, że Chiny rozpoczną inwazję, wzrośnie" - przestrzegł Laj.
Kandydat rządzącej Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) do zaplanowanych na styczeń wyborach prezydenckich przekonywał również, że zwycięstwo jego ugrupowania jest konieczne, aby chronić wolność i prawa człowieka na Tajwanie dla przyszłych pokoleń.
Laj podkreślił przy tym, że Tajpej nie uzna roszczeń Chin do Tajwanu i nie poświęci suwerenności, by rozpocząć dialog z Pekinem. Jego zdaniem doprowadziłoby to do załamania wolności i demokracji, a Tajwan stałby się jak Hongkong czy Makau. Komunistyczne władze ChRL zacieśniły w ostatnich latach swoją kontrolę nad tymi dwoma specjalnymi regionami administracyjnymi Chin.
W rozmowie z japońską stacją Laj ocenił również, że Tajpej i Tokio powinny współpracować ze sobą w dziedzinie bezpieczeństwa w każdy możliwy sposób.
Komunistyczne władze w Pekinie uznają demokratycznie rządzony Tajwan za część terytorium ChRL i dążą do przejęcia nad nim kontroli, nie wykluczając przy tym możliwości użycia siły. Większość Tajwańczyków nie jest jednak zainteresowana przejściem pod władzę Pekinu, a rząd w Tajpej zapowiada obronę demokracji.
Chiny nasiliły w ostatnich latach presję wojskową na Tajwan, a chińska armia kilkakrotnie prowadziła duże ćwiczenia w pobliżu wyspy, które - według Pekinu - miały być ostrzeżeniem dla tajwańskich "sił separatystycznych".