Izraelskie czołgi wjechały rano na palestyńskie ziemie pod Dżeninem na północy Zachodniego Brzegu Jordanu. Celem operacji była wieś al-Janun, w której Izraelczycy aresztowali około 20 Palestyńczyków. Był to prawdopodobnie odwet za wczorajszy samobójczy zamach w autobusie w północnym Izraelu. Zginęło w nim 7 osób.
Prezydent USA George W. Bush, którego specjalny wysłannik Anthony Zinni próbuje mediować między stronami konfliktu przyznał, że to co dzieje się na Bliskim Wschodzie jest frustrujące: "Zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy nie chcą byśmy osiągnęli jakiekolwiek porozumienie pokojowe. Gotowe są posłużyć się terrorystycznymi metodami, by zniweczyć wszelki postęp, jaki zostanie osiągnięty. Rozumiem, że Jaser Arafat nie jest w stanie kontrolować każdego zamachowcy samobójcy, jednak moim zdaniem do tej pory nie bardzo też się starał" – mówi Bush.
Również Izrael odpowiedzialnością za terror obarcza Arafata, zarzucając mu brak woli w powstrzymaniu antyizraelskich ataków. Palestyński minister informacji Jaser Abed Rabbo odpiera jednak te zarzuty, mówiąc, że winę ponosi również izraelski premier Ariel Szaron: "W ciągu ostatnich miesięcy Szaron doprowadził do całkowitego zniszczenia infrastruktury palestyńskich sił bezpieczeństwa. Zniszczył nasze więzienia i posterunki policji, a teraz żąda byśmy dali z siebie wszystko" – uważa Rabbo. Nocne spotkanie przedstawicieli izraelskich i palestyńskich służb bezpieczeństwa poświęcone możliwości ogłoszenia rozejmu zakończyło się fiaskiem. Uzgodniono jedynie, że kontakty będą kontynuowane.
foto RMF
10:20