79-letni Ronnie Biggs, skazany na 30 lat pozbawienia wolności za udział 15-osobowym gangu, który w 1963 r. napadł na pociąg pocztowy na trasie Glasgow-Londyn, wbrew zapowiedziom nie wyjdzie na wolność ze względów humanitarnych. Takiej decyzji sprzeciwił się minister sprawiedliwości Jack Straw.
Swoją decyzję minister uzasadniał tym, że Biggs nie poczuwa się do skruchy z powodu swego czynu, a w okresie, gdy ukrywał się przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości, mieszkając w Brazylii, jawnie sobie z niego kpił, m.in. udzielając wyzywających wywiadów prasowych i fotografując się w brytyjskim hełmie policyjnym. Adwokat Biggsa zapowiedział, że zaskarży decyzję ministra.
Syn Biggsa, Michael, uważa, że ojciec musi wyjść z więzienia. Jest bardzo chorym człowiekiem. Przechodzi właśnie zapalenie płuc. Zostało potwierdzone, że ma pęknięte żebro, dół kręgosłupa i miednicę. Nie może mówić i jest karmiony sondą. Jak Jack Straw może przypuszczać, że mój ojciec jest w stanie popełnić kolejne przestępstwo? - mówił. Przed brytyjskim wymiarem sprawiedliwości Biggs ukrywał się przez 35 lat. Do Anglii powrócił osiem lat temu, jak twierdził, z tęsknoty za kuflem piwa w lokalnym pubie w południowym Londynie.
W napadzie na pociąg, zwanym "napadem stulecia", ranny został maszynista; nigdy nie doszedł on do siebie i wkrótce zmarł. Łupem gangu padło 2,6 mln funtów, a napad nasunął skojarzenia z Dzikim Zachodem.