Amerykańska ambasador przy ONZ Nikki Haley oświadczyła w poniedziałek, że jeśli Rada Bezpieczeństwa nie podejmie kroków ws. konfliktu w Syrii, to USA "rozpoczną własną akcję". Waszyngton chce nowej rezolucji ONZ ws. monitorowania sytuacji we Wschodniej Gucie. "Jeśli będziemy musieli, to Stany Zjednoczone są gotowe do podjęcia akcji" - podkreśliła Haley.
Nie jest to droga, którą preferujemy, ale jest to droga, którą - jak już pokazaliśmy - poszliśmy już raz i jesteśmy gotowi iść ponownie - powiedziała Haley, odnosząc się do operacji, jaką USA przeprowadziły rok temu w odpowiedzi na użycie broni chemicznej w Syrii, kiedy to amerykańskie lotnictwo ostrzelało cele należące do syryjskiego reżimu.
USA przedstawiły w poniedziałek sekretarzowi generalnemu ONZ Antonio Guterresowi własną propozycję nowej rezolucji w sprawie "natychmiastowego zaproponowania" mechanizmów nadzoru nad wprowadzaniem w życie wcześniejszej rezolucji RB ONZ wzywającej do zawieszenia broni.
24 lutego RB ONZ przyjęła rezolucję wzywającą do ustanowienia "natychmiastowego" 30-dniowego rozejmu w Syrii w celu umożliwienia ewakuacji rannych ze Wschodniej Guty oraz udzielenia pomocy poszkodowanym. Już kilka godzin po ogłoszeniu decyzji Rady ponownie rozpoczęły się zacięte walki.
Waszyngton zażądał więc w poniedziałek od Rady, by ponownie podjęła rezolucję w sprawie 30-dniowego rozejmu we Wschodniej Gucie.
Sam sekretarz generalny ONZ zaapelował o utworzenie dostępu do Wschodniej Guty dla pomocy humanitarnej.
Ambasador Francji przy ONZ Francois Delattre zwrócił się do Rosji, by "powstrzymała tę krwawą łaźnię", do jakiej dochodzi teraz w Syrii.
Delattre powiedział później dziennikarzom, że ze względu na wpływ Mokwy na sojuszniczy reżim prezydenta Syrii Baszara el-Asada oraz zważywszy na to, "że Rosja uczestniczy w operacjach (wojsk reżimowych), może ona powstrzymać ofensywę lądową i powietrzną" przeciw Wschodniej Gucie.
Wcześniej Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka poinformowało, że na skutek trwającej od 18 lutego ofensywy wojsk rządowych na Wschodnią Gutę - ostatni bastion rebeliantów - śmierć poniosło ponad 1100 osób. Reżim Asada i Rosja tłumaczą, że ofensywa ma na celu położenie kresu ostrzeliwaniu Damaszku przez rebeliantów.
Obserwatorium podało też, że od rozpoczęcia w 2011 roku wojny domowej w Syrii w konflikcie zginęło około 511 tys. osób.
Około 85 proc. ofiar śmiertelnych stanowią cywile, którzy zginęli z rąk sił syryjskiego reżimu i jego sojuszników - podało Obserwatorium.
(ph)