Dwa dni po katastrofie rosyjskiego tupolewa wychodzą na jaw nowe, przerażające fakty. Gdy Tu-134 rozbił się pod Pietrozawodskiem, straż pożarna z samego lotniska przyjechała później niż ratownicy z oddalonego o 17 kilometrów miasta. Okoliczni mieszkańcy próbowali ratować rannych z płonącego samolotu. Zginęło 45 osób, 7 walczy o życie.
Jak twierdzą świadkowie, strażacy przyjechali 20 minut po katastrofie, chociaż lotnisko znajduje sie w odległości zaledwie kilometra. Można było uratować więcej osób, gdyby strażacy przyjechali szybciej. Wyciągaliśmy ludzi i układaliśmy ich tam, gdzie teraz leżą kwiaty. Potem były jeszcze dwa wybuchy, na rannych runęła część samolotu i zginęli - ich nie udało się uratować - opowiadali korespondentowi RMF FM świadkowie tragedii.
Badający katastrofę na razie tych informacji nie komentują. Ministerstwo do spraw sytuacji nadzwyczajnych postanowiło nagrodzić medalami okolicznych mieszkańców, którzy wydobywali rannych z płonącego samolotu.