Nie ma powodów do obaw, jeśli chodzi o bezpieczeństwo w rejonie Morza Bałtyckiego - stwierdził duński minister obrony Morten Bødskov. W minionych kilkudziesięciu godzinach doszło do wycieków gazu w Nord Stream 1 i Nord Stream 2.
Rosja w znaczący sposób jest obecna w regionie Morza Bałtyckiego i spodziewamy się, że będą kontynuowali agresywne zachowanie i działanie - powiedział Morten Bødskov. Duński szef resortu obrony jednocześnie uspokajająco stwierdził, że wycieki gazu nie stanowią zagrożenia dla rejonu Bałtyku. Jak dodał, dopiero za tydzień lub dwa tygodnie, gdy będzie spokojniej w rejonie uszkodzonego gazociągu, będzie możliwe przeprowadzenie śledztwa w tej sprawie.
W podobnym tonie wypowiedział się również norweski premier Jonas Gahr Støre. Jak stwierdził, Norwegia nie widzi szczególnego zagrożenia wobec swojego sektora ropy i gazu.
O wycieku gazu z Nord Stream mówił również polski minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau, który uczestniczył w dyskusji w waszyngtońskich think-tanku CSIS. Jak stwierdził, nie można wykluczyć, że wycieki z gazociągów Nord Stream są częścią wojny hybrydowej Rosji przeciwko NATO.
Rosja straciła inicjatywę operacyjną na Ukrainie. W tym samym czasie zaczął działać Baltic Pipe. Eksplozje miały miejsce bardzo blisko duńskich wód terytorialnych, ale nie na wodach terytorialnych, bo to oznaczałoby terytorium NATO (...) To znaczyłoby, że ktoś chce zastraszyć państwa Morza Bałtyckiego. A poza Rosją wszystkie te państwa są członkami NATO lub aspirują do członkostwa - powiedział szef polskiego MSZ.
Rau podczas wystąpienia w Center for Strategic and International Studies stwierdził: Jeśli weźmiemy to wszystko razem, to nie możemy odrzucić idei, że to może być element rosyjskiej wojny hybrydowej przeciwko NATO.
Pytany o przyszłość europejskiej solidarności wobec Ukrainy w obliczu trudności ekonomicznych, Rau ocenił, że choć zmęczenie Europy wojną jest możliwe w przyszłości, to obecnie nie widzi żadnych oznak, że jedność kontynentu jest zagrożona.
We wtorek wieczorem odbyła się konferencja prasowa z udziałem premier Danii Mette Fredriksena, ministra obrony Mortena Bødskovema, szefa dyplomacji Jeppe Kofodema i ministrem energii Dana Jørgensenema.
Uszkodzenie nie mogły powstać na skutek wypadku, tylko w wyniku eksplozji - oświadczył Jørgensen. Dodał, że uszkodzone linie gazociągów Nord Stream 1 i Nord Stream 2 leżą na głębokości 70-80 metrów, są otoczone grubą warstwą ze stali i betonu.
Premier Danii dodała, że na tę chwilę nie można wskazać, kto stoi za tą akcją.
Także premier Szwecji Magdalena Andersson mówiła na konferencji o sabotażu. Poinformowała o dwóch detonacjach: jednej w szwedzkiej strefie ekonomicznej, drugiej w strefie duńskiej.
Są to wody międzynarodowe, atak nie był wymierzony w Szwecję - podkreśliła.
Przekazała, że Szwecja jest w stałym kontakcie z władzami Danii, Niemiec, a także z NATO, jednak nie z Rosją, która jest współwłaścicielem gazociągów Nord Stream 1 oraz 2.
Spadek ciśnienia w Nord Stream 2 zaobserwowano już w nocy z niedzieli na poniedziałek.