O godz. 18:00 zamknięto lokale wyborcze w Niemczech. Przez 10 godzin Niemcy wybierali nowy parlament. Ten zaś zdecyduje, kto zostanie następcą Angeli Merkel. Dotychczasowa kanclerz odchodzi po 16 latach rządów. Nie można na razie wskazać zwycięzcy. Według prognoz socjaldemokraci z SPD i chadecy z CDU/CSU uzyskali podobne poparcie - po ok. 25 proc. głosów. Dla chadeków to najsłabszy wynik w historii. SPD świętuje "wielki sukces".
Opublikowane do tej pory prognozy bazujące na sondażach exit polls i cząstkowych wynikach nieco różnią się między sobą.
Według badań Infratest dimap dla telewizji ARD, SPD ma 25,5 proc. poparcia, chadecy - 24,5 proc., Zieloni - 13,8 proc., liberalna FDP - 11,7 proc., populistyczno-prawicowa AfD - 10,9 proc., a Lewica - 5 proc.
Prognoza przygotowana dla stacji ZDF przez Forschungsgruppe Wahlen daje SPD 25,9 proc. głosów, CDU/CSU - 24,5 proc., Zielonym - 14,1 proc., FDP - 11,7 proc., AfD - 10,6 proc. i Lewicy - 5 proc.
To będzie największy Bundestag w historii. Według powyborczych szacunków zasiądzie w nim 730 członków. To o ponad 20 osób więcej niż w poprzedniej kadencji.
Według telewizji ARD frekwencja w niedzielnych wyborach do Bundestagu wyniosła 76 proc.
Angela Merkel z CDU sprawuje władzę w Niemczech od czterech kadencji, czyli od 16 lat. W wyścigu o urząd kanclerza liczyło się trzech kandydatów: CDU/CSU wystawiła lidera swojej partii Armina Lascheta, SPD - obecnego ministra finansów i wicekanclerza Olafa Scholza, a Zieloni - współprzewodniczącą partii Annalenę Baerbock.
Dla chadeckiej Unii to jednak najgorszy wynik w jej historii. Sekretarz generalny CDU Paul Ziemiak skomentował, że porażki wyborcze są gorzkie, ale wynik obu rywalizujących ugrupowań jest zbliżony. To będzie długa noc - powiedział Ziemiak.
Liczby pokazują, że istnieje możliwość stworzenia koalicji Unii (CDU/CSU), Zielonych i FDP - stwierdził Ziemiak.
W wystąpieniu podczas wieczoru wyborczego chadecji, kandydat tego ugrupowania na kanclerza Armin Laschet powiedział, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby utworzyć rząd federalny pod przewodnictwem Unii. Zaznaczył jednak, że członkowie partii "nie mogą być zadowoleni z tego wyniku".
Laschet swoje wystąpienie zaczął od podziękowań. Moje pierwsze podziękowania kieruję do kanclerz Angeli Merkel za jej pracę - powiedział. Podkreślił, że 16 lat rządów Merkel było dobrym czasem dla Niemiec.
SPD ma mandat do rządzenia. Chcemy, aby Olaf Scholz został kanclerzem Niemiec - powiedział natomiast po ogłoszeniu wyników exit polls sekretarz generalny SPD Lars Klingbeil na antenie telewizji ZDF.
Zawsze wiedzieliśmy, że będzie to wyrównany wyścig. Wiedzieliśmy, że będzie to wyrównana kampania wyborcza - dodał Klingbeil. Ocenił też, że wyniki świadczą o "niewiarygodnym sukcesie" socjaldemokratów.
Sam Olaf Scholz określił wynik socjaldemokratów jako "wielki sukces". Wyborcy jasno wyrazili swoje życzenie, aby następny kanclerz nazywał się Olaf Scholz - powiedział polityk.
Pokazaliśmy, że mamy to, czego potrzeba do rządzenia krajem - jedność, która jest popierana przez wszystkich - dodał.
To najlepszy wynik w historii, ale nie możemy się tylko cieszyć - mówiła po ogłoszeniu prognoz wyborczych kandydatka Zielonych na kanclerza Annalena Baerbock. Przyznała, że wynik nie jest lepszy również z powodu jej błędów.
Szef FDP Christian Lindner zaznaczył, że wynik wyborów pokazuje, że "polityczne centrum zostało wzmocnione, polityczne obrzeża zostały osłabione". Chcemy współrządzić. Jesteśmy gotowi do rozmów - zapewnił wiceprzewodniczący partii Wolfgang Kubicki.
W pierwszej reakcji na prognozy jeden z liderów AfD Tino Chrupalla mówił o solidnym wyniku swojej partii. Z pewnością straty też bolą - zauważył w kontekście gorszego niż przed czterema laty wyniku swojej partii.
Lewica liczyła na dwucyfrowy wynik wyborczy, teraz jednak musi obawiać się o wejście do parlamentu, gdyż próg wyborczy wynosi 5 proc. Główny kandydat i współrządzący ugrupowaniem Dietmar Bartsch mówił o "rozczarowującym wieczorze".
Kanclerz nie jest w Niemczech wybierany bezpośrednio. W wyborach do Bundestagu obywatele głosują na posłów, którzy z kolei w Bundestagu wybierają kanclerza federalnego.
Bundestag to najważniejszy organ ustawodawczy, wszelkie nowe prawo musi być przez parlament przegłosowane i zatwierdzone. Jednym z najważniejszych uprawnień członków Bundestagu jest wybór kanclerza.
Niemiecka konstytucja nie przewiduje konkretnego terminu powołania szefa rządu: dzieje się to, gdy tylko po wyborach frakcje zakończą rozmowy koalicyjne i dojdą do porozumienia w sprawie podziału władzy.
Bundestag wybiera przedstawionego przez prezydenta Republiki Federalnej kandydata bezwzględną większością głosów, nazywana większością kanclerską. Wynosi ona połowę składu Bundestagu plus jednego posła.
Wybory do Bundestagu odbywają się co cztery lata. Około 60 milionów wyborców w 299 okręgach wyborczych w Niemczech jest uprawnionych do oddania głosu.
Każdy wyborca ma do oddania dwa głosy.
Pierwszy z nich oddaje na kandydata wystawianego przez partie w danym okręgu. Jego lub jej nazwisko znajduje się na karcie do głosowania. Można z niej wyczytać też przynależność partyjną kandydata okręgowego.
Drugi głos wyborcy oddają na listy partyjne, które każda partia wystawia osobno w każdym z landów. Dowolność oddawania głosów jest pełna. Można zarówno głosować konsekwentnie na jedną opcję, jak i mieszać głosy. Wielu Niemców tak właśnie robi: wybiera kandydata z jednej opcji, a drugi z głosów oddaje na listę z innej już partii.
Głosować może każdy, kto ma obywatelstwo, ukończone 18 lat i mieszka w Niemczech od przynajmniej 3 miesięcy. Głosować można też korespondencyjnie, aby to zrobić do piątku przed wyborami trzeba było złożyć wniosek w urzędzie gminy.
Jest od tej zasady wyjątek: nagła choroba. W tej sytuacji o umożliwienie głosowania zdalnego można poprosić także w dzień samych wyborów. Pakiet wyborczy w charakterystycznej czerwonej kopercie trzeba potem odesłać pocztą lub wrzucić do specjalnych skrzynek.
Bundestag, czyli parlament federalny to drugi na świecie, po chińskim, największy parlament. Teoretycznie powinien liczyć 598 członków, ale zawirowania wokół ordynacji wyborczej sprawiły, że poprzez przyznawanie mandatów nadmiarowych i rekompensacyjnych instytucja się rozrasta.
W poprzedniej kadencji liczył 631 członków, w kończącej się na sali obrad w budynku Reichstagu zasiadało ich 709.
Teoretycznie połowę Bundestagu powinno wyłonić głosowanie metodą większościową. Tak jak w polskich wyborach do Senatu, w każdym z 299 okręgów partie wystawiają swoich kandydatów. Mandat bierze ten, kto zdobędzie po prostu najwięcej głosów.
Druga połowa Bundestagu jest obsadzana według zasady proporcjonalnego podziału głosów. Partie, które przekroczą 5-procentowy próg wyborczy, otrzymują mandaty w liczbie proporcjonalnej do zdobytego poparcia. Im więcej głosów, tym więcej mandatów, tak samo jak w przypadku wyborów do polskiego Sejmu.
Tę w teorii prostą zasadę skomplikowały dwa czynniki. Po pierwsze, wyborcy często rozdzielają przysługujące im dwa głosy między kandydata okręgowego z jednej partii, a listę landową innego ugrupowania. W ten sposób okazuje się, że ugrupowania w bezpośredniej części wyborów mają więcej głosów niż w części proporcjonalnej. Najczęściej dotyczy to największych graczy: CDU/CSU czy FPD, otrzymują one tzw. mandaty nadmiarowe.
Dodatkowo w 2012 roku niemiecki Trybunał Konstytucyjny uznał, że taka ordynacja wyborcza jest niezgodna z konstytucją. Ustawa zasadnicza mówi, że wybory są proporcjonalne, a głosy w okręgach jednomandatowych tę proporcjonalność zaburzają.
Od wyborów w 2013 roku wprowadzono więc ideę mandatu kompensacyjnego, zwanego też odszkodowawczym. Polega to na dodaniu takiej liczby posłów partiom, które wypadły gorzej w głosowaniu w okręgach jednomandatowych, by ostateczny skład Bundestagu odpowiadał procentowemu poparciu zdobytemu przez poszczególne ugrupowania w głosowaniu na listy partyjne. Przez tę zmianę Bundestag zaczął się rozrastać.